wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych świąt!

Miałam złożyć życzenia w rozdziale, ale byłam aż taka zmęczona i taka roztrzepana jak flaki z olejem , że zapomniałam.
Uprzedzam, że nie jestem najlepsza w składaniu życzeń ;-;
Chciałabym wam życzyć dużo prezentów pod choinką, pysznych potraw na wigilijnym stole i spokojnego nastroju, który oczywiście u mnie nie zagościł! ^-^
Dziękuje wszystkim, którzy są tu ze mną i prawdopodobnie czytają ten post! Tyle dla mnie znaczą te wszystkie komentarze , wyświetlenia i obserwacje! Nawet sobie tego nie wyobrazicie.
Wspaniałego i pijanego (+18) Sylwka! Choć oczywiście u mnie będzie piccolo XD
A ci, którzy już po wigilii, mam pytanie. Czy dostaliście to co sobie wymarzyliście? Bo ja owszem. Nawet skakałam i tańczyłam z radości , co u mnie jest cudem. I wielkim dla mnie szokiem,  było to, że brat był dla mnie miły! No prawie... Ach ta magia świąt!
Podsumowując: Wspaniałych świąt, imprezowego Sylwestra i lepszych ocen na nowe półrocze :)
I bardzo was przepraszam za rozdział - Lily ma racje. Moim zdaniem najgorszy z tych najlepszych. Make sense. ( no wiecie o co chodzi, prawda? ;-;)
Dziękuje jeszcze raz i pozdrawiam
Slendy

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 15

Pokój , w którym się znalazłam, nie był zbyt dobrze urządzony.  Jasne panele, stare , szare ściany i jedno okno.  Dwa łóżka, przykryte kołdrami kupionymi na targu. Spróchniała szafa stała naprzeciw łóżek, przy drzwiach. Kilka rupieci pod łóżkiem obok okna. W pokoju znajdował się również mały stoliczek z krzesłem i skrzynia z zabawkami. 
Ubrana w czarną suknie, podeszłam do małej dziewczynki, bawiącej się miśkiem. Chciałam nią potrząsnąć i spytać się, czemu jest smutna. Lecz moja ręka rozpłynęła się jak mgła, gdy dotknęłam jej ramienia.
W tym samym czasie, drzwi otworzyły się i wszedł przez nie młody chłopak. Usiadł na podłodze obok dziewczynki i zaczął ruszać ustami.
Nie słyszę ich. Dlaczego?
Chciałam wrzeszczeć, zapytać się co tu robię. Opadłam na kolana i zakryłam twarz w dłoniach. Umarłam. Nigdy się nie dowiem w czyim domu jestem.
Płacz dziecka. Podniosłam się, spoglądając wokoło. Nie było tu dziewczynki, ani chłopaka. Nie było mebli. Nie  było pokoju. Tylko ciemność.  Chciałam krzyczeć, szukać tej dziewczynki. Z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, a w ciemności nic nie widziałam. Usłyszałam tylko, jak suknia zamiotła podłogę. A przynajmniej tak mi się zdawało. Ponieważ przez ciemność nie można nic zobaczyć ani poczuć. Tylko ból.
~~~
Ciemność, ciemność. Skończy się kiedyś? A ból?  W uszach zaczęło mi dudnić.
-Otwórz powieki – wyszeptał głos. Czy to dziecko? A może ta dziewczynka? Na myśl wpadł mi jeszcze ten chłopak, ponieważ nie mogłam rozróżnić płci.
No dalej, posłuchaj.  Wtem trzepot motylich skrzydeł ogarnął moje uszy. Nie widziałam ich, a tak bardzo chciałam.  Otwórz oczy, to je zobaczysz.
Zrobiłam to z wielkim trudem. Po chwili , pożałowałam.  Niczego nie było, tylko koniec. No i może czarny aksamit z białymi, błyszczącymi kropkami.
Wzrokiem oblepiłam całą przestrzeń. Jedyne co wiedziałam, to, że jest ciemno i , że znajduje się w mało wygodnej pozycji. Gdy poruszyłam małym palcem u lewej nogi, ogarnęła mnie fala bólu. Ostrego, przenikającego. Lecz, gdy wykonałam ruch palcem wskazującym lewej ręki, poczułam pieczenie.
Syknęłam.
Powoli panikowałam. Kim jestem? Co ja tu robię? Gdzie jestem? Oczy zaszły mi łzami, gdy zmusiłam się do siadu. Zbyt szybko podciągnęłam plecy.
Wokoło mnie, tak jak w tym dziwnym śnie, znajdowała się ciemność. Ale gdy spojrzałam w górę, spostrzegłam lśniące , czarne niebo. Byłam w dole.
Siedziałam na jakiś roślinach. Strasznie piekły mnie we wszystkie części ciała. Dopiero po tym, jak zaczęłam się drapać po nogach, przestraszyłam się. Byłam sama w dole pełnym trującego bluszczu w nocy.
Wstałam. W efekcie tego, przeszył mnie ból kostki.
Chciałam usiąść, poddać się. Ale musiałam się dowiedzieć, gdzie  jestem.  Wyszłam z dołu. Wokoło mnie znajdowały się drzewa i krzaki. Gdy wyjrzałam zza dorodnego krzewu, zauważyłam jezioro i małą plażę przy nim. Można było dojrzeć ślady butów na piasku. Doczłapałam się do jeziora i przemyłam nogi. Gdzie ja jestem?
Nagły huk obudził ptaki wokoło mnie. Westchnęłam z przerażenia. Wróciłam. Nadal byłam na arenie.
Przysiadłam w wodzie, łapiąc się za głowę. Wszystko sobie przypomniałam. Cały pobyt tutaj rozmazywał się przed moimi oczami.
Jednak skoro byłam w sojuszu ze Struvem, moim współtrybutem, to gdzie on jest? Rozejrzałam się. Nigdzie nie było naszych rzeczy. Ten skurwysyn zabrał mi wszystko.
Rozpłakałam się jak dziecko. Jak tamto dziecko w tym dziwnym śnie. Podniosłam się i cała cieknąca z wody, usiadłam na kamieniu. Już na nim siedziałam. Wtedy. Pytał się, czy zjem jabłko.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zostałam sama. Bez niczego. Nie miałam broni, jedzenia, sojusznika…
Na arenie zaczął grać hymn Panem. Na niebie pojawiło się niebieskie godło, a następnie dwie twarze. Ness. Ness Perez z Dystryktu Pierwszego. Ta sama Ness, co chciała mnie spalić na rzezi przy Rogu. Drugie zdjęcie przedstawia Emily z Dziewiątki- dziewczynę, z którą zawarłam sojusz. Po zamieszaniu przy pierwszych godzinach Igrzysk, nie mogłam jej odnaleźć. Tak samo Alex. Ale czy mogłam zaufać ponownie w sprawie sojuszu? Mój pierwszy sojusznik, był psychopatycznym mordercą , który miał zamiar mnie zepchnąć z drzewa. Drugi, natomiast… okradł mnie.  Ale zapłaci mi za to. Za ten sojusz, za tą fałszywą dobroczynność i za moje rzeczy.
Bo w końcu gra się fair, prawda?
~~~
Siedząc przy kamieniu, przegryzając wargę ,aż do krwi, wyczekiwałam słońca. Postanowiłam, że nie usnę, gdyż wyspałam się podczas pobytu w dole.  Zacisnęłam brzuch rękoma. Byłam głodna.
Nie wiedziałam co robić. Czekać na ranek i co? Co miałam robić, gdy słońce wzejdzie ponad horyzont? Muszę coś wymyśleć, inaczej zostanę tu na zawsze.  Westchnęłam, przyciskając kolana do siebie. Umrę. Nic już nie zdziałam. Nie ma dla mnie żadnej pomocy. Pewnie Struve teraz opycha się żarciem, śmiejąc się.   Kiszki kontynuowały swoje granie, gdy moje myśli zaczęły się bardziej wysilać. Pamiętasz tą pyszną zupę warzywną w Kapitolu? I krewetki? A te owoce w sałatkach?
Tęskniłam. Za rodziną. Dystryktem. Domem. Jedzeniem. A szczególnie za domowym jedzeniem z rodziną w Dystrykcie.   Może i nie było tak wyszukane jak w Kapitolu. Ważne, że istniała możliwość takiego posiłku z bliskimi.
Na wspomnienia, oczy zaszły mi łzami.  Może mnie teraz oglądają? Płaczą? Nie mogą znieść myśli, że głoduję? Tak bardzo przepraszam, chcę, żeby to się już skończyło. Chcę, byście przestali cierpieć…
-Jaka ja byłam głupia!- szlochałam na cały głos, chowając twarz w dłoniach.-  Nie mam teraz co jeść, pewnie umrę, a moja rodzina więcej mnie nie zobaczy… Och, dlaczego? Dlaczego nie mogę niczego zjeść, choć mój żołądek jest pusty? Dlaczego dajecie mi tyle cierpienia? Och, biedna ja. Przynajmniej Struve nie będzie głodował.
Uśmiechnęłam się w duchu, gdy ujrzałam paczkę zlatującą , jak listek na wietrze, na spadochroniku. Wstałam jak najszybciej , łapiąc prezent od sponsorów w locie. – Och, dziękuje!- jęknęłam ze szczęścia, opadając na kolana.- Dziękuje, tak bardzo…
Jak było widać, mój szybko wykombinowany plan sprawił się. Udawałam nędzną, głodną nastolatkę pełną trosk, aby dostać jedzenie. Mieszkańcy Kapitolu byli bardzo naiwni. Albo głupi, jednak ja nie widziałam różnicy.
Otwarłam paczkę, z której wyciągnęłam małą puszkę z wodą mineralną , naleśnika i dwie pomarańcze.
Sok owocu trysnął mi na ręce, gdy paznokciem przecięłam jego pomarańczową skórę. Wyskubałam najsmaczniejszą część, a resztę wycisnęłam na naleśnika. Po chwili on też zniknął. Gdy Helios rozpoczął swą wędrówkę po sklepieniu niebieskim, a jego ogniste , przypięte do jasnego rydwanu konie sunęły wzdłuż kuli ziemskiej,  ponownie zaczęłam swoją podroż.  Skierowałam się na północ od jeziora, w przeciwną stronę od strumyka. Jak już raz mnie zdradził, to może jeszcze raz.
Puszkę włożyłam do dość obszernej kieszeni, a drugą pomarańczę zostawiłam na później, przypinając ją do paska.  Żółtawe promienie atakowały moją twarz. Przysłoniłam ręką oczy, rozglądając się.  Zrobiło się duszno i parno w kilka minut. Sztuczki organizatorów. Mają nadzieje, że wypiję wodę.  Zgarnęłam kosmyk z czoła i idąc dalej, obiecywałam sobie, że nie zrobię im tej przyjemności
Jednak po paru godzinach, moje pragnienia przejęły władzę nad ciałem. Szybkim ruchem wyciągnęłam puszkę i wypiłam całe picie. Zasapana opadłam na ziemie, żałując swojej decyzji. Teraz nie mam nic do picia. Mogłam iść za tym cholernym strumykiem!  Podciągnęłam się z suchej ziemi i poszłam w głąb umierającej puszczy.
Po karku ściekały mi kropelki potu. Włosy miałam rozpuszczone, a nie miałam możliwości ich spięcia. Może bym je ścięła? Ale czym? W końcu postanowiłam, że jak nadarzy się okazja, to zetnę kilka centymetrów. Nie obchodziło mnie to, czy będę ładna, czy brzydka , gdy będę już w Kapitolu. W tamtej chwili przetrwanie było dla mnie najważniejsze. 
Gdy sama oglądałam zmagania trybutów, usłyszałam, że mieszkańcy Kapitolu  mogli sami przejść przez arenę, po Igrzyskach. Czy będą radośni, gdy dotkną zaschniętą krew na Rogu Obfitości? Czy będą szli tropem mojego strumyka? Czy zesrają się ze szczęścia, gdy dotrą do jeziora, przy którym przebywałam? A może wespną się na drzewo, z którego spadłam z Legolasem? Pooglądają klif, przy którym prawie zginęłam?  Otrzęsłam się z dreszczy na ciele i podrapałam się po nogach. Pojawiła się na nich pokaźna wysypka, która doskwierała mi niemiłosiernie.
Ptaki umilały moją podróż. Śpiewały różne dźwięki, szeleściły skrzydłami. Raz  jedną  z papug o niebieskich i czerwonych skrzydłach, musnęłam po dziobie. Skończyło się na krwi cieknącej z palca.
Przez myśli majaczyły mi różne myśli i obrazy. Znów byłam sama w wielkiej puszczy.  I to mi się podobało.  Lepiej się czułam bez sojusznika, ponieważ wolałam działać na własną rękę, niż potem go zabić. Dorosłam. A przynajmniej takie określenie pasuje.  Jeszcze kilkanaście dni temu bałam się własnego cienia. Nie mogłam usnąć wieczorem, kiedy wiedziałam, że następnego dnia mają być dożynki. Byłam przerażona tym, że mnie wylosowali. Odciągnęli mnie od rodziny, za którą tęsknie.  
Nadal się boję, tym, że zginę. Pierwszego dnia Igrzysk, nie miałam pojęcia co się dzieje i co powinnam uczynić. Nie wyobrażałam sobie życia, bez sojusznika, na którym w końcu się zawiodłam. Byłam głupia- i wczoraj i kilka dni temu. Zaufałam obcej osobie. Powierzyłam jej własne życie.  Czy ja naprawdę myślałam, że Struve jest taki dobry?
Teraz nikomu nie zaufam. Będę mordować z zimną krwią i kamienną twarzą. Będę zawodowcem i wygram. Po to by wrócić do domu. Po to by przeżyć.
Powietrze robiło się co raz cięższe. Podparłam się o drzewo, lekko dysząc. Błądziłam od kilku godzin, bez wody.   Nagle bez zastanowienia zgięłam się w pół , zwracając śniadanie. Zszokowana upadłam na ziemię.  Jest źle. Bardzo źle.  Gardło piekło mnie od wymiocin. Przetarłam twarz, drżąc. Co się ze mną dzieje? Zimny pot ściekał mi wzdłuż kręgosłupa. 
Spróbowałam wstać, powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów. Lecz po chwili usunęłam się na kolana, wyrzucając z siebie wnętrzności. Kaszlnęłam, zamykając oczy.  Dopiero teraz zauważyłam, że ptaki przestały śpiewać. Otwarłam oczy, rozglądając się. Zniknęły. W tym wszystkie zwierzęta, krzewy. Zostały tylko jakieś trawy i… jedno, obszerne drzewo. Tak to wokoło mnie było pusto. Wzgórza ogołocono, odsłaniając szpiczaste brzegi.  Strumyk  i jezioro ledwo dojrzałam. Błądziłam. Wcale nie zaszłam tak daleko. Gdy spojrzałam za siebie, zauważyłam w oddali wulkan Rogu Obfitości. Dymiący komin wywyższał się od pozostałych gór.

Skoro nie było żadnych kryjówek i wszystko było widoczne, to oznaczało jedno- organizatorzy chcieli krwi.
~~~
Nie uważam tego rozdziału za dzieło sztuki. Nie podoba mi się. Ble.
Lecz chciałam go już dodać, bo męczył mnie od kilkunastu nocy. Ciągle przychodziły mi pomysły czy fajne zwroty, które musiałam wykorzystać. Ech. Nie dziwię się, że pisarze po ukończeniu książki potrzebują wakacji.
Ja tu już zaczynam pisać rozdział 16 i zauważyłam, że mamy 2,920 wyświetleń (strasznie wam dziękuje <3)! Tyle samo jest w moim pierwszym blogu 
Poprzedni rozdział miał 91 wyświetleń! To mój rekord :D Dziękuje.
Jak tam? Mieliście dzisiaj wigilię klasową? Dostałam książkę ,,Trzy metry nad niebem'' , którą już czytałam (pożyczona). A wy? ;)
~~~~ 
Jestem taka zmęczona, że nawet tekstu po rozdziale nie umiem napisać ;-;
Możecie narzekać.
Od dzisiaj.
Pozdrawiam
Slendy  

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 14

Wszędzie było parno, a mgła rozprzestrzeniała się jak choroba.  Cętkowani tancerze sunęli za Struvem, bliskim omdlenia. Ciągle dyszał. Gdy mnie dostrzegł, w jego oczach zalśniła iskierka radości. Zmienił kierunek ucieczki w moją stronę.
Za pierwszym razem pomyślałam, że super. Struve nie chce mnie zabić, tylko ma ochotę zawrzeć ze mną sojusz. W końcu zmrużę oczy. Jednak, gdy chłopak był coraz bliżej, uświadomiłam sobie ,dlaczego zmienił kierunek. Za mną jest wielkie drzewo. A Struve miał zostać przekąską dla zwierząt.
Szybkim susem wdrapałam się na rozległe konary. Poganiałam na głos chłopaka. W końcu dotarł i ledwo wspiął się na drzewo. Koty dopiero przecinały strumyk. Jak na Dystrykt Szósty, był szybki.
Struve opadł z lekkim stęknięciem na konar. Patrzył na mnie ze zmrużonymi oczami, gdy przysiadałam naprzeciw niego. Moja czujność ani trochę nie malała. Nadal miałam obawy dotyczące niego. Przecież mógł mnie zepchnąć, tak jak Legolas.
-Dzięki-prychnął, przełykając z wysiłkiem ślinę.
-Niby za co? Przecież w żaden sposób ci nie pomogłam.
-Nie zabiłaś mnie. Za to ci dziękuje.
Gdy tak siedzieliśmy, a Struve nadal gapił się na mnie, rozmyślałam nad jego słowami. Nie zabiłaś mnie.  Czy on sobie myślał, że jestem maszyną do zabijania? Lecz miałam nawet niezłe powody, żeby go zamordować z zimną krwią. Był w sojuszu z Kevinem, Stellą i Violet. Przyczynił się do zamachu na moje życie.
Postanowiłam przerwać tą trudną ciszę. Spojrzałam na dzikie koty, krążące wokoło naszego drzewa. Cicho warczały i węszyły, kłapiąc zębami.
-Jak- chrypnęłam.- Jak się tu dostałeś? – chłopak popatrzył na mnie niepewnie.- Znaczy, jak cię dorwały?
Przez chwilę nadal się przyglądał moim oczom, wprawiając mnie w zakłopotanie. Może zastanawia się, jak mnie zabić?
-Chodziłem koło wulkanu- zaczął w końcu.- Badałem tunele, po tym…- spojrzał na mnie znacząco.-  Po sojuszu w Kevinie. Boże, naprawdę kazałaś mi to powiedzieć?- potaknęłam lekko, wsłuchując się ostrożnie w każdy szczegół. Jego słowa była jak melodia dla mych uszu. Przecież dawno z nikim nie rozmawiałam.- Kontynuując.  Badałem tunele, aby dotrzeć do Rogu. Miałem nadzieje, że znajdę jakieś fanty. Natknąłem się na pechową drogę i nagle z ciemności wyskoczyły dzikie koty – wzdrygnął się.- Biegłem i dotarłem tutaj.
-To musiałeś długo biec- mruknęłam, skubiąc korę.- Jak to wytrzymałeś?
-O co ci chodzi? – Struve zmarszczył brwi.- Chyba już wiem. Jak długo biegłem? Pięć minut? Wulkan jest niedaleko, jeżeli wejdziesz wyżej , to zobaczysz.
-Co?- wydukałam, rozglądając się wokół. Mój cały plan przeżycia na arenie  polegał na tym, by odizolować się od reszty trybutów. Jednak strumyk mnie zdradził.  Mój jedyny przyjaciel. Towarzysz podróży…- Dobra, nie ważne.
-Hm- chrząknął.- A może opowiesz mi , co przez ten czas robiłaś? Gdzie Legolas?
Chłopak był chyba naprawdę głupi, skoro opowiedział mi o swoim pobycie na arenie. Wiem czego się teraz boi- zwierzyny i ciemności. Ale czy mogłam mu zaufać, tak jak on mi?  Czy mogłam mu powiedzieć, że zabiłam Legolasa? Nie… nie. Lepiej nie. Przez cały czas patrzyłby na mnie jak na morderczynie. Prawda?
-Zabili go- jęknęłam. Kłamstwo zapiekło mnie w policzki. Może i matka miała rację. Mogłaby być ze mnie nawet dobra aktorka.- Nie mogłam powstrzymać jakiegoś chłopaka, który zepchnął go ze skalnej półki. W końcu i napastnik Legolasa zginął.
-To wyjaśnia dlaczego masz łuk.- uśmiechnął się. Uwierzył mi. W tym nawet ładnym blondynie, kryje się łatwowierny nastolatek. Jak mogłam tego nie zauważyć?- A jak się tu dostałaś?
-Przyleciałam poduszkowcem, wiesz?- burknęłam, spoglądając na dół. Zwierząt już nie było, prawdopodobnie straciły nadzieję, na jedzenie.- Będziemy tu siedzieć?
-Ktoś tu ma humorki- roześmiał się, schodząc z drzewa. Zaczął mnie powoli denerwować. Ciągle dopytywał się, co robiłam, gdzie byłam i z kim. Prawie jak ojciec.  
Gdy dotarliśmy na dół, uważnie sprawdziłam, czy wszystko mam. W plecaku powoli hulał wiatr, gdyż jedzenie się skończyło. Jedynie bidon, chusteczki i maść wypełniały tą pustą jaskinie niedźwiedzia.  Kołczan zawiesiłam na lewym ramieniu, a plecak na prawym. Łuk przełożyłam przez ramię. Cep trzymałam w dłoni, w razie wypadku.
-Czyli mamy sojusz?- zapytał ostrożnie Struve, otrzepując ręce.- Tak?
-Mhym- wyciągnął dłoń, a ja niemrawo ją uścisnęłam.- Tylko nie pozwalaj sobie na zbyt dużo i trzymaj się trochę dalej ode mnie.
Cichy tupot naszych butów powoli oddalał nas od naszego miejsca spotkania. Postanowiliśmy kontynuować mój plan-  stopniowo iść w stronę zakamarków areny. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Nie miałam ochoty na rozmowę, a na dodatek przeżyłam już podróż, bez żadnych wymieniania słów. Jak ja sobie poradziłam, to on też. Czasem zatrzymywaliśmy się, ponieważ Struve musiał odpocząć. Zlatywało wtedy z jakieś pół godziny, lecz potem kontynuowaliśmy wędrówkę.
Gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a niebo robiło się różowawe, znaleźliśmy małe jeziorko. Postanowiliśmy spędzić tu noc. Napełniłam wodę w bidonie z burczącym brzuchem. Kątem oka zauważyłam, że Struve wszedł do jeziora. Jego plecak leżał przy brzegu.
Pewnie i tak by nie zauważył żadnych braków, a nic mi nie szkodzi zajrzeć. W kuckach dotarłam do jego ekwipunku. Bidon, nadgryziona kanapka, zapałki i jabłko. Sprawdziłam jedzenie. Kanapka składała się z tych samych składników co moja. Ukradłam ją i w kilka  sekund zniknęła. Jak było widać, Valeria również pamiętała o drugim trybucie z Dystryktu Szóstego.
Struve wyszedł z wody, gdy siedziałam na omszałym kamieniu mocząc czubki butów w wodzie. Myślałam, czy też się nie wykąpać, ale nie chciałabym, aby całe Panem i  Struve widzieli mnie gołą czy w samej bieliźnie. Zbyt upokarzające.
-Masz ochotę na jabłko?- spytał chłopak zakładając koszulkę.
-Nie , dzięki. Zjadłam twoją kanapkę- z czystym sumieniem, spoglądałam na taflę wody. 
-Co?!-jęknął i jedną ręką szukał w plecaku nieistniejącej już kanapki.
-Przepraszam, nie jadłam nic od wczorajszego dnia- patrzyłam na niego, wstając z kamienia.- Gdy coś znajdę do jedzenia oddam ci to. Gra się fair, prawda?
Rozsiedliśmy się na ‘’plaży’’. Nie rozpalaliśmy ogniska, ponieważ było ciepło, a do tego każdy trybut w promieniu kilku kilometrów dojrzałby kłębki dymu, unoszące się nad zieloną powłoką lasu. Struve zajadał jabłko, ja rozmyślałam. Rozmyślałam nad sensem życia i o tym, czy będę musiała zabić Struva. Może i był z niego lekki przygłup, lecz zależało mi na nim. Był moim sojusznikiem i razem ze mną został wylosowany do tej gry.
-Może rozejrzę się trochę po okolicy, a ty znajdź miejsce do spania. Dobrze?- zapytałam.
-Okej-uśmiechnął się, wstając i otrzepując ręce z piasku.
Dla zmyłki obeszłam jezioro kilka razy, pod czujnym okiem Struva. Po chwili schowałam się za dość dużym krzakiem o spiczastych listkach. Musiałam zobaczyć, co robi chłopak pod moją nieobecnością.
Na początku rozejrzał się nie pewnie, szepcząc moje imię. Wzruszył ramionami, gdy nie doczekał się odpowiedzi. Nie obchodziło go to, że mogłam zginąć. Nie martwi się o mnie jak Peeta o Katniss. Sojusz nie warty niczego.

Cofnęłam się lekko do tyłu, ponieważ Struve prawdopodobnie zauważył moje rude włosy. Jednak stopy wykryły pustą przestrzeń. Gdy zorientowałam się co się dzieje, było już za późno. Spadałam.
~~~ 
Końcówka kompletnie mi się nie podoba ;-;
Ani trochę, a dopiero teraz, jak wkleiłam ten rozdział na bloga z dokumentu, to wydaje mi się taki krótki. 
Ach ta Shireen i jej problemy życiowe. XD
Myślałam, czy nie zamówić nowego szablonu. Ten wydaje się taki oklepany, banalny i trochę już mi się mniej podoba. Lily, poradzisz mi coś? Przecież to już jest twój zawód. Musisz mi pomagać w każdym problemie ^-^.
Polecam te piękne jak dziewoja dźwięki. Uwaga! >KLIK<. Pomagają w pisaniu. Sama nie wiem czemu, kiedyś jeszcze słuchałam soundtracki z wszystkich trzech sezonów Gry o Tron, czy lista piosenek Karliene. A jak pisałam jeszcze pierwszego bloga, w moje uszy wpadły soundtracki z Dziewczyny w czerwonej pelerynie. A wy? Macie jakieś piosenki , ułatwiające pisanie? Znalazłam ostatnio pełny soundtrack z WPO. >KLIK<
Pozdrawiam
chora Slendy, która siedzi w domu!

wtorek, 3 grudnia 2013

Liebster Award




Zostałam nominowana przez Lily, za co bardzo dziękuje <i za tamto również c:>
Możliwe , że ten post was trochę zszokuje w stosunku do mojej osoby ;>

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę'' Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów , więc  daje możliwość rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Oto pytania do mnie i ich odpowiedzi :)

1. Czemu akurat taki temat bloga, a nie inny?
Hmm. Zanim przejdziemy do pytania, czemu taki temat, muszę wam opowiedzieć całą moją historię z Bloggerem. A więc <ekhem> : Nigdy nie paliłam się do założenia bloga. Po prostu jakoś w styczniu tego roku myślałam, że piszę niczym Suzanne Collins czy Veronica Roth. Oczywiście ''coś'' tam wypłynęło i zapisałam to w Wordzie. Gdzieś to nadal mam i jak ostatnio sobie grzebałam między foldery znalazłam moje cudo. Po przeczytaniu pomyślałam ,,Kim ja byłam?''. Mogę wam kiedyś pokazać, jakby ktoś by chciał. Oczywiście moje wspaniałe dzieło zaczyna się od początku któryś tam Igrzysk <Igrzyska muszą być c:> a kończy się ucieczką przed rzezią pod Rogiem. Kontynuując. Nie pamiętam kiedy napisałam pierwszy rozdział na świętej pamięci starym blogu. Był on stworzony do tej pierwszej historii ale zmieniłam zdanie. Kolejne bazgranie itp. Wtedy poznałam takie osoby jak Lily czy Christina. To one napisały mi : ,,Wszystko fajnie, lecz mieszasz czasy.'' XD Pamiętam jeszcze jak czekałam na jakikolwiek komentarz. Myślałam, że będą mnie chwalić. C':
Jest jeszcze opowieść z tymi dwoma blogami, lecz nie chce mi się ich opisywać. W głowie pozostaną mi te wspomnienia na zawsze.
Wracając do tematu, od którego tak odpłynęłam. Dlaczego temat taki, a nie inny? Ponieważ właśnie to Igrzyska zainspirowały mnie do pisania.
2.Pierwszy film, na którym byłaś w kinie?
Wydaje mi się, że ,,Shrek''. Albo ,,Pan Fasola na wakacjach''. Nie pamiętam XD
Jedyne co wiem, to ,  że właśnie na tym drugim moja mama z bratem mi czytali, bo nie przewidzieli tego, że  film będzie z napisami :>
3. Ulubiony pisarz?
Przeszłam przez tyle różnych opowieści ,jak i również etapów: Mikołajek, Wampiryzm ze Zmierzchem itp. Kocham wiele książek, jak i szanuje pisarzy, lecz na razie moim ulubionym jest Pan George R. R. Martin. Niedawno <MAJ!> zagłębiłam się w jego ''serie'' grubych, ale to SERIO grubych książek ,,Pieśni Lodu i Ognia'' Większość osób zna te książki dzięki Grze o Tron. Yep. Jestem jedną z tych osób. Ale przeczytałam < jak dotąd> wszystkie :D
,,Noc jest ciemna i pełna rzep.'' 
4.Gdybyś mogła żyć w jakimkolwiek kraju na świecie, jaki byłby to kraj?
Myślę, że :
a) Francja
b)Włochy
Włochy z tego, że Assassina męczę od drugiej części <tag, gram>. Zżyłam się z Eziem i myślę, że to on był najlepszym assassinem. XD
5. Do jakiej szkoły chodzisz? Klasy profilowanej?
Wasze życie się właśnie zawala , otóż:
Chodzę do szóstej klasy.
Tak kochani, mam dwanaście lat! <w styczniu 13 >
I moją klasą, która jest znana z podpalania koszu w  łazience, czy bijatykach or wyważaniu drzwi < taki szkolny gang.>, jest A o profilu pływackim i ratowniczym. Nie obwiniajcie mnie, że mam taką kochaną klasę. Tylko pięć dziewczyn na czternastu chłopaków. Taki lajf. 
6. Pierwotne promieniowanie kosmiczne w 90% składa się z protonów poruszających się z bardzo dużymi prędkościami. Średnia wartość całkowitej energii tych protonów wynosi 10 GeV. Jaka część prędkości światła stanowi prędkość (Liczę, że ktoś odpowie na to pytanie c:)
Sorcia Lil ;<
Mam teraz powtarzanie skali XD  
7.Jak myślisz, czy gdyby spadł meteoryt na Ziemie, to czy ludzkość przeżyła?
Zależy jakiej wielkości i na jaką część ziemi. Jeżeli spadłby na Cebulandię/Pierogies <skreśl niewłaściwe> to  utłukę patelnią!
9. < Otóż to pytanie nie zdołałam przepisać ;-;. Zaglądajcie do Lil, jeżeli chcecie sprawdzić moją wiedzę.>
Zapraszam do 5 pytania. c:
10. Myślisz, że kiedykolwiek będzie możliwie przekroczenie prędkości światła?
Myślę, że tak.
11.Jaki jest Twój ulubiony aktor/-ka?
Jak na razie Jennifer Lawrence , Emilia Clarke i Kit Harington. c:

Pytania do was:

1. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogiem?

2. Najdłuższa książka jaką czytałeś/aś?

3. Kiedy ostatnio kłamałeś/aś?

4. Na jakim filmie przelałeś/aś najwięcej łez?

5. Twój ulubiony youtuber?

6. Kiedy dowiedziałeś/aś się co to jest Internet?

7. Odwiedziłeś jakieś kraje? 

8. Masz dywan w pokoju?

9. Jaką książkę aktualnie czytasz/ostatnio skończyleś/aś?

10. Co by było, gdyby Hitler czy inni dyktadorzy nie przyszliby na świat?

11. Zdarza ci się siedzieć po nocach na internecie lub czytając książkę?

Naprawdę nie wiem kogo nominować ;< Przepraszam. Mam teraz tak mało czasu, bo do 20 grudnia mam wystawiane oceny, a codziennie mam jakieś zajęcia dodatkowe <nawet w weekend>. Nawet teraz, piszę to o 23:21- godzinie mojego spania. Jeżeli ktokolwiek chce sobie odpowiedzieć na te pytania : śmiało!

Pozdrawiam
Slendy.

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 13

Przecież był potworem, zdolnym do zabicia każdego kto mu stanie na drodze.  Lubił patrzeć na ludzkie cierpienie… Nie miał nic przeciwko Igrzysk.  Dlaczego się nie cieszyłam z jego śmierci?
Z drugiej strony był chłopakiem, który próbował przetrwać. Chciał wrócić do rodziny. Był wnukiem, synem, kuzynem, uczniem, bratem, kochankiem… a ja to zniszczyłam.
Podobno Igrzyska rujnowały życie każdego zwycięzcy. Narkotyki, alkoholizm czy popadanie w problemy psychiczne. Jednak nikt nie próbował się domyślić jak się czuć zwierzyną, która za chwilę ma wisieć na zdobywczej ścianie. Kapitol zmienił go. Wmówiono mu. Właściwie nam wszystkim.  Zostaliśmy zmanipulowani przez władze, które wpajały nam to, że musimy zabijać inaczej sami zostaniemy zabici.
Przez głowę przelatywały mi obrazy zakrwawionych i ubranych w organy krzaków. Legolas, nadziany pośród tej niby niebezpiecznej pułapki, prosił:  To… oni. Zr…obi…li to. Bł…a…gam. Pom… pomóż mi.
Westchnęłam  w ciemności i przyciągnęłam obolałe kolana do siebie.
Nie chciałam nikogo zabijać. Nigdy. Pech zesłał mnie na świat pełen bratobójczych walk i dominacji.  Gdy zobaczyłam krew lejącą się na drewnianą posadzkę domu , poczułam dziwne odczucie.  Kainowe piętno.
Mężczyzna prześladował mnie przez bity miesiąc w ciemnych snach. Śmiał mi się prosto w twarz , kiedy ja próbowałam ratować własną skórę.
Ojciec nigdy nie powiedział kim był owy napastnik. Podczas nieustannie zadawanych pytań  nastawała cisza ,przechodzenie do innego tematu.  Nikt prócz mojej rodziny nie wiedział o mojej pierwszej ofierze.  Gdyby ktokolwiek usłyszał plotki  było by po mnie.
Legolas walczył, Legolas uratował i Legolas zginął- szeptała dżungla.
Wspominając wszystkie okropności, jaką miałam czelność nazywać Legolasa potworem? Sama nie byłam lepsza.  Zabiłam. I to dwa razy. Stella się nie liczyła, to była jego strzała.
Ale ją zepchnęłaś I nie żyje, tak jak on.
NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE.
Byłam hipokrytką, która myślała, że jest niewinnym koteczkiem bawiącym się papierową kulką.
Sama miałam kiedyś kota.  Nazywałam go Wieczorek, ponieważ zwykł wychodzić na polowania ,  gdy słońce kończyło swą wędrówkę. Był małym, sprytnym kocurem o dymnym ubarwieniu. Mieszkał u mnie w pokoju trzy miesiące. Potem uciekł zostawiając mnie pogrążoną  w smutkach.
Pociągnęłam zakatarzonym nosem w ciemności.
Znalazłam tą norę niedaleko rzeki. Może nie była zbyt duża, lecz ważne było to , że się zmieściłam.  Plecak trzymałam na kolanach, a nogi miałam trochę podkurczone.  Z tej kryjówki nikt nie mógł mnie zobaczyć.
Gdy tu dotarłam miałam jeden cel. Pójść spać. Jednak sen nie nadchodził zbyt szybko. A tu jakieś zwierze postanowiło  pospacerować nade mną. Albo jakiś piskliwy szczur myknął mi obok nogi. A do świtu było coraz bliżej.
Pierwszy baran, drugi baran, trzeci baran, czwarty baran, piąty baran, szósty baran, siódmy baran…
Westchnęłam ciężko, przesuwając się bliżej ściany ziemi. Kilka zwisających korzeni zahaczyło o moją głowę.
Przypomniały mi się Siedemdziesiąte Czwarte Igrzyska. Zmagania Katniss i Peety oglądało całe Panem. Kochankowie nawzajem pocieszali się i pomagali sobie w trudnych chwilach. Czemu ja nie miałam takiego sojusznika? Może dlatego, że byś go zabiła w najbliższym czasie?  Jednak Igrzyska się skończyły, a  komediancka farsa  zniknęła. Katniss wygrała, pogrążona w żałobie. Podobno długo ją namawiali , aby została Kosogłosem. Gdy kolejna edycja gry upływała spokojnie, Dystrykty razem z Everdeen na czele, postanowiły zaatakować. Pamiętam, jak schowałyśmy się całą rodziną . Piwnica była mokra i cuchnąca. Do dzisiejszego dnia przypomina mi się fetor koszmaru.
Jednak nawet Katniss się nie udało.  Została zawleczona do Kapitolu, gdzie ją zabili. Zamordowali połowę dystryktu. Jej krewnych, przyjaciół…
Sen okazał się gorszy niż rzeczywistość. Wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia odtwarzały się w kółko, jak zacięta kaseta.  Grzejąca lawa, Ósemka, tunele,  jagody i kruk, trwający w nieskończoność deszcz,  śmierć chłopca z Czwórki, prezent od Valerii, ucieczka na klif, zabicie Kevina  i Stelli, Legolas…
Wciągnęłam ze świstem powietrze.
Stella żyje.
~~~
Jak mogłam pominąć tak wielki błąd? Przecież rozlał się, jak atrament, na kartce, był wielki, czarny. A ja głupia byłam ślepa.
Nie usłyszałam huku, poduszkowca, jej twarzy na niebie. A ile ważnych rzeczy potrafimy ominąć spokojnym krokiem?
Nie wiedziałam jak  bezczynnie spać.  Przecież ona mogła się kryć w krzakach nieopodal strumyka.
Wygramoliłam się z nory przysłaniając oczy. Słońce , które dopiero wzniosło się ponad krajobrazem drzew, przewidywało dzisiejszą suszę. Spowita zielenią dżungla była pełna zwierząt i tętna życia. Oraz śmierci. Nie zapominaj o śmierci.
Spojrzałam w kierunku nory. Jej ciepłe , lecz wilgotne brzegi zapraszały , bym odpoczęła sobie jeszcze kilka godzin. Mogłabym patrzeć na niebo pełne gwiazd, na którym raz na wieczór pojawiało się godło Panem.  Nie musiałabym nic robić, sami by się pozabijali. Dopóki organizatorzy by mnie nie wygonili, lub jakiś trybut by nie wpadł z wizytą. Jeżeli się cofnę, zginę.
 Odwróciłam się tyłem do legowiska ruszając brzegiem strumyka. Płynął na południe. A przynajmniej tak mi się zdawało.
Godziny mijały ociężałe, a słońce prażyło niemiłosiernie.  Woda skręcała to w tę, to w tamtą. Wolałam nie wiedzieć, ile godzin mogłam przejść , aby dojść do niczego. Lecz tam gdzieś hen daleko, coś musiało być. Na pewno.
Wybijałam rytm o udo, jakiejś melodii, która złapałam w Kapitolu. Lub gdzieś indziej. Nie pamiętałam, lecz na pewno była wciągająca.
Jeden krok, drugi krok i trzeci. Patrz, jak łatwo. I dalej: czwarty krok, a po nim piąty.
Pośród drzew jak na arenę, było spokojni. Kiedy wiał lekki wiatr, drzewa , krzaki i trawy wiły się we wszystkie kierunki świata. Jak w tańcu. Błoto , które po pewnym czasie lekko stwardniało, plaskało między moimi butami, rozpryskując wszędzie wodę i ziemię. Wokoło brzęczały owady, które przeganiałam rękoma.  Czasem słyszałam śpiew ptaków, które tak jak ja były zmęczona. Jakaś wielobarwna papuga przeleciała nad mą głową.
Nagle w brzuchu rozległo się donośne burczenie.
Nic nie jadłam, prócz kanapki i krakersów, które skonsumowałam wczoraj. To naprawdę wydarzyło się wczoraj? Zdawało mi się, że od tamtego dnia i wieczoru minęło tysiąc lat. Przystanęłam i podparłam plecak na kolanie. Wyjęłam z niego szarawy bidon wypełniony wodą i paczkę krakersów, którą musiałam w końcu dokończyć.
Jednak jedzenie przybyło, tak jak zniknęło. Wodę ponownie napełniłam, kucając przy strumyczku. Musnęłam dłonią płytkie dno. Palce zahaczyły o muł i szare kamienie. Wolałam zimną i czystszą wodę, lecz co innego mogłam wypić? Zakręciłam bidon i włożyłam go do plecaka.
Wieczór niemal mnie zaskoczył. Złociste chmury namalowane na różowawym niebie, błądziły wzdłuż areny. Tak samo jak ja. Tylko , że ja nie mam złocistych włosów.
Roześmiałam się na tą myśl.
Wdrapałam się na najbliższe drzewo i zasnęłam bez kolacji.  Nie obejrzałam podsumowania dzisiejszego dnia, gdyż i tak wiedziałam kto zginął.
Gdy nastał okres przed rankiem, zbudziłam się ze straszliwego i skrapianego krwią snu.  Błyszczące gwiazdy ubrały sklepienie niebieskie. Wyglądała jak choinka. Lecz i tak wiedziałam , że to wszystko jest fałszywe. Nawet dzień, czy noc.
Przenikliwy huk obudził połowę areny. Kurczowo złapałam cep, w obawie o życie.
‘’…Starzy ludzie nazywają ją ‘’godziną wilka’’. Jest to godzina, w której najwięcej ludzi i najwięcej się ich rodzi. W tym czasie nachodzą nas koszmary. A kiedy się budzimy, ogarnia nas trwoga.’’ * 
Przymknęłam lekko oczy, próbując wypocząć.  Myślałam o domu, o siostrze i bracie, rodzicach. Czy mnie teraz oglądają? Czy martwią się o mnie? Czy płakali, gdy Kevin lub Legolas próbowali mnie zabić? Czy z zapartym tchem  przyglądali się mojej przygodzie przy gruzach? Matka prawdopodobnie płakała, gdy sojusz ścigał mnie do klifu. Myślała, że straci córkę. A jednak przeżyłam, zobacz. Będziesz ze mnie dumna, gdy wrócę do domu, prawda?
Otarłam ręką o wysuszoną korę. Miała grudki i lekkie wybrzuszenia. Westchnęłam ze zmęczenia i ponownie zapadłam w  niespokojny sen, przeplatający się z jawą.
Gdy słońce wzbiło się ponad zieleń ziewnęłam.  Obolała zeszłam powoli z drzewa i napiłam się wody ze strumyka. Ciche ćwierkanie ptaków, sprawiło, że poczułam się samotna i smutna. Mogę zginąć. A  wtedy już nie zobaczę rodzinnego dystryktu.
Poświęciłam krótką chwilę , aby zorientować się co się dzieje. Usłyszałam świst wiatru i tupot ciężkich butów. Skryłam się za pierwszym lepszym drzewem, przyciskając się do drewna.
Dyszący chłopak biegł jak najszybciej mógł. Miał zraniony policzek, z którego spływała krew. Jego blond włosy były brudne i miały w sobie kurz.
Struve.
Chciałam krzyknąć, że jestem tutaj. Lecz powstrzymałam się w ostatniej chwili.

Bo tam biegł Struve. A za nim dzikie koty.
*Hour of the Wolf – Bergman
~~~
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaką miałam długą przerwę w pisaniu. To mi się nie chciało laptopa włączyć, to poprawiałam matmę, to co innego, to coś jeszcze innego. Oczywisty jest brak czasu. No i moje lenistwo.
Dzisiaj nie poszłam na trening i zebrałam całą swoją siłę i zamiast napisać rozdział na Trzeciego bloga , zmusiłam się by stworzyć to coś. To , że miałam tak wiele pomysłów na owego kolejnego bloga, zmotywowało mnie jeszcze bardziej. Skoro dzisiaj miałam taki napływ weny to w końcu ukończyłam ten niekończący się rozdział :P
Jestem na dodatek załamana, bo skończyłam Taniec ze smokami. Epilog , tak powiem, wnerwiający. Skończył się na czymś ciekawym, już myślę, że jeszcze jeden rozdział. Przerzucam kartkę, a tu: Dodatek Westeros. ;-;
Tak więc<ekehem>Georgu R. R. Martinie. Pisz szybciej ,bo nie wytrwam. Nacieszę się czwartym sezonem serialu, a co mi tam. Śmieszna sprawa. Jako jedyna z całej rodzinyprzeczytałam ,jak na razie, wszystkie części. Mogę spojerować do woli! *breackdance*
 W innym przypadku brat mnie zbije. Już tak iedyś zrobił , kiedy mu skłamałam co się wydarzy. Oczywiście nie była to prawda. Auć.        
Jak tam było ludziska na WPO? U mnie  fenomenalnie, lecz już nie chce mi się opisywać co mi się nie podobało lub podobało, gdyż pewnie was już zanudzam i jeszcze tyle razy pisałam to w komentarzach na fejsie , że jestem zmęczona.
Mam tylko dla was jeszcze jedną sprawę! ^-^
Paczajcie co znalazłam na odłamach internetu! XD
A więc:
Pozdrawiam
Slendy
PS: Czytasz? Komentuj! To bardzo dla mnie znaczy, gdy widzę komentarze! c:

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 12


-Zatrzymajmy się tutaj.- poprosiłam , ze znużeniem. Już kilka godzin błądziliśmy po parnej dżungli. Nie mogliśmy nigdzie znaleźć , ani dziewczyn, ani innych trybutów, Jakby schowali się, bojąc jakichkolwiek  odgłosów puszczy. Legolas raz za razem odwracał się, niespokojny. Zaczęłam się denerwować. Może specjalnie chodzimy w kółko, ponieważ chce , żeby jego sojusznicy mnie zgarnęli?
Promyk zaufania gasł z każdą chwilą.
Legolas spojrzał na niebo, mrużąc oczy. Robiło się ciemno,
-Jak chcesz, możemy przenocować na drzewie.
Złapałam się wilgotnej kory, odpychając się odnóżami, Po chwili byłam już na górze.
-Wchodzisz?- zawołałam. Chłopak stał na dole i rozglądał się.
-Ta… Poczekaj.- i wkroczył w krzaki.
Westchnęłam i rozsiadłam się na pniu.
Spojrzałam na czyste niebo. Błyszczący księżyc być w całej swojej kwadrze. Pode mną , cykady śpiewające swoje pieśni. Jednak gdzieś w oddali słychać było łkanie, które przebijało się przez dźwięki natury.
Legolas wdrapał się na drzewo.
-I co tam znalazłeś?- zapytałam wyjmując krakersa z plecaka.
-Myślałem, że ktoś nas śledzi.- mruknął i przysiadł , częstując się.
 -A jest takie ryzyko? Przecież nikogo nie spotkaliśmy przez całą drogę.
-Myśl. Mogą specjalnie się chować i podczas chwili nieuwagi będzie po tobie.
Hymn Panem rozgrzmiał na całą arenę. Ptaki wyleciały ze swoich gniazd, lekko pokrakując.
Na niebie pokazano obraz pierwszego poległego trybuta. To… Jane Rowling.
Spojrzałam na Legolasa. Uśmiechnął się sam do siebie, z oczami wpatrzonymi  w niebo.
Twarze chłopaka z Czwórki, Kevina i pary z Dystryktu Siódmego pojawiły się i znikały. Tak jak oni. Urodzili się, aby umrzeć. Następnie chłopcy z  Ósemki, Dziewiątki i Dziesiątki.  Zdjęcie dziewczyny Dystryktu Jedenastego i pary górniczego dystryktu ujawniły się na końcu.
Całe przedstawienie zniknęło.
Przeraziło mnie to, że przeszłam przez to obojętnie. Nie użalałam się, nie płakałam ani nie cieszyłam się. Nawet tych ludzi nie znałam. Kilka minut gadania czy treningu nie zrobiło z nas przyjaciół. Nie mogłam wylewać łez dla nieznajomych. Musiałam być twarda i wygrać tą grę. Grę o życie.
-Kogo zabiłaś?- wyrwał mnie z rozmyśleń chłopak, przełykając krakersa.
Odebrałam mu z rąk torebkę z przysmakami i włożyłam do plecaka.
-Zabiłeś ją.
-Hmy?
-Zabiłeś ją… Jane.-  oznajmiłam z przerażeniem. Igrałam z ogniem.
Legolas zaśmiał się i strzyknął kostkami u rąk.
-Ją? Sama się o to prosiła.
-Jak można zabić kogoś ze swojego Dystryktu?- jęknęłam i zaczęłam się pakować.
-Nie każdy jest przyjacielem, Shireen.- wycedził Legolas. – Zrozum to. Może u ciebie wszyscy są ze sobą zżyci. Skąd wiesz, że ją znałem?  Kto wie? Mogłem mieć niewyrównane sprawy z tą całą Jane. Arena to idealnie miejsce do rozwiązywania takich konfliktów.
-Kogo jeszcze zabiłeś?
-Chcesz wiedzieć?- mruknął zachłannie.- Wyrżnąłem połowę z nich. Wszyscy upadali, gdy ja cieszyłem się z ich śmierci. Para z Siódemki, Dziesiątka, Jedenastka, Kevin, męska Dwunastka.  Ja chcę przeżyć te Igrzyska! Chcę żyć.
-Jesteś potworem.- wyszeptałam.- Nawet nie jesteś zawodowcem. Jak to możliwe?
-Skąd wiesz, że nim nie jestem?- uśmiechnął się.-Ech, no cóż. Myślałem , że dłużej ze sobą pobędziemy. Kolejny martwy trybut do mojej listy.
Złapał mnie swoimi wielkimi łapskami i zaczął spychać z konaru.  Pięści same poleciały. Z jego złamanego nosa poleciał strumień krwi.
Jednak jeden mały błąd zaważył nad całym moim życiem.
Mokra kora nie zdawała się utrzymać mojego ciężaru. Zachwiałam się i…
Właśnie: i?
Moje myśli powędrowały do najciemniejszych zakamarków i tuneli. Wspomnienia, smutki i radosne chwile. Spadanie zdawało się trwać w nieskończoność. Następnie ostry ból w plecach i łapanie oddechu.
Każda część mego ciała skupiła się na kostce i kręgosłupie. Bez krzyku się nie obyło.
Syknęłam ciężko i zamknęłam załzawione oczy.
Czy śmierć aż tak boli? Dlaczego Legolas mnie już nie wykończy? Błagam, niech ten koszmar się skończy…
Odetchnęłam i ścisnęłam dłoń w ziemie.
-Spokojnie.- dyszałam
Jęknęłam i usiadłam. Musiałam zebrać całą swoją siłę, aby wykonać najprostszą czynność w życiu człowieka.
Rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać Trójki. Drzewo było puste. Uciekł.
Wstałam, lekko kulejąc. Czy Legolas zostawił mnie, utrzymując w ciągłym strachu? Może za chwilę wyskoczy z skądś i mnie zabije?
O tak. Błagam, zabijcie mnie.
Kołysząc się zaczęłam szukać broni. Cep wypadł  podczas ‘’latania’’.
-Shir…en.- zamarłam. Zachrypnięty głos wydobył się zza krzaków.
-Kto tam?!- wrzasnęłam, zgarniając patyk z ziemi.
-Pro…szę..
Podeszłam do badyli. Zza kilku gałązek wystawała noga. Odgarnęłam drewno.
-Matko.
Legolas leżał pośrodku łysego krzaku. Różnej grubości patyki, konary i pale niewiadome skąd, wbijały się w jego podrażnioną i zakrwawioną skórę. Wnętrzności i krew wypływała, robiąc wielką , żywą kałużę.
Zakryłam dłoń ręką, powstrzymując wymioty.
Co ja zrobiłam?
Zabiłam, zabiłam , zabiłam.- słowa, jak echo rozprzestrzeniły się po mojej  głowie.
-Pr…oszę.- poruszył kaleko dłońmi, płacząc.- To… oni. Zr…obi…li to. Bł…a…gam.- odkaszlnął.- Pom… pomóż mi.
Pomóż mu! Nie pozwól mu cierpieć. Nikt nie ma prawa tak umrzeć. Pomóż mu…
Oddaliłam się i w biegu zgarnęłam cep, plecak i ekwipunek Legolasa, razem z bronią.
Proszę, proszę, proszę…
Nie. Niech pocierpi, tak jak ci których zabił.  Mam nadzieje, że udusi się tą sprawiedliwością.
Oświetlona światłem księżyca droga zdawała się nie mieć końca. Odnalazłam polane i czystą wodę, którą jak najszybciej napełniłam bidon. Gdy rzeczna  ciecz ponownie wyruszyła swoją wędrówkę,  przenikliwy huk wypełnił uszy wszystkich żyjących trybutów. Legolas zakończył swoje męki.
Nawet nie zasługiwał na tak szybką śmierć.
Pozostawała teraz decyzja. Nie wiedziałam czy mam wyruszyć na poszukiwania dziewczyn, czy działać na własną rękę. Przecież nikomu nie mogłam ufać, lecz musiałam też mieć jakąś pomocną dłoń. Sojusz w każdej chwili można przerwać, ale jak? Zabijając? Uciekając?
Przecież nie zamorduje. Obiecałam rodzinie i sobie. Wtedy. Dokładnie dwa lata temu.
~~~
Cały dystrykt Szósty oblał deszcz. Woda dudniła w zardzewiałe dachy, a błoto chlapało. Wszystkie rodziny z zapartym tchem oglądały tegoroczne igrzyska.
W jednym z rzędów mało urodzajnych domów mieszkała piątka osób. Matka, ojciec i trójka dzieci. Tak jak każdy, oglądali zmagania Katniss i Peety na arenie.
Rozsiedli się w tak zwanym salonie , opatulając się kocami i poduszkami.
Bębniący deszcz zagłuszał stary telewizor.
-Mamo?- zapytała najmłodsza córka. Dwuletnia Annabeth siedziała obok rodziców na kanapie.- Czy ja też będę musiała to przechodzić?
Matka przytuliła  ją i pocałowała w czółko.- Nie, kochanie.
Na ekranie, przerażona Katniss znalazła martwego Peetę w krzakach z jagodami. Zapłakana , przyciągnęła go do siebie i szeptała błagalne słowa.
Nie spodziewała się takiego zakończenia.
Shireen,  ruda trzynastolatka, siedziała na podłodze i przyciągnęła kolana do brody. Rozmyślała, dlaczego skazano ich na taki los. Przecież niewinni ludzie co roku się bali się losowań na dożynek. Jeden ruch i po nich.  Dziewczyna miała nadzieje, że nigdy nie będzie na miejscu Peety, czy innych trybutów. Sama w tym roku widziała wybory.  Librae Erwin przeczytała białą ,jak jej zęby kartkę , a następnie biedna, drżąca ze strachu dziewczynka stała na scenie, łkając. Tak samo było z chłopcem. Shireen nie chciała wiedzieć , jak to jest umierać.
Katniss ruszyła dalej, zostawiając Peetę poduszkowcom.
Najstarszy z rodzeństwa, osiemnastoletni Oliever,  był szczęściarzem. Podczas bycia tchórzliwym czternastolatkiem, ktoś zgłosił się za jego miejsce, gdy go wylosowano. Sam nie mógł uwierzyć. Usłyszał swoje nazwisko. Błędnym wzrokiem oblekł tłumy ludzi. Wszyscy oddalali się od niego, pokazując , gdzie stoi. Oliever z przerażeniem chciał ruszyć nogą, wtem jakiś starszy chłopak wyskoczył i zgłosił się na ochotnika. Wtedy brat Shireen po raz pierwszy odetchnął z ulgą. Lecz jego ‘’ratownik’’ nie przetrwał rzezi. Po raz pierwszy Oliever zrozumiał. Musiał zacząć ćwiczyć , gdyż w każdej chwili mogli go ponownie wylosować.
-Idziemy spać?- ziewnęła matka, trzymając słodko śpiącą  Annabeth w ramionach.- Mam dość już tego przedstawienia.
-Mhym.- westchnął ojciec wstając i przeciągając się. Wyłączyli telewizor i rozdzielili się do swoich pokoi.  Rodzeństwo spało w jednym pokoju. Rozścielili  łóżka i wpadli w objęcia Morfeusza.
Jednak, gdy po domu rozległ się cichy trzask otwieranych drzwi nikt się nie obudził z głębokiego snu. Prócz Shireen.
Dziewczyna wstała i nie wiedziała, czy wywlekać  kogokolwiek z pokoju, gdyż słyszała różne , niespokojne dźwięki 
Postanowiła wyjrzeć przez drzwi. Myślała, że jakiś zmarznięty kot wszedł, by wyschnąć i przespać burzliwą noc.
Otworzyła cicho drzwi, żeby nie obudzić rodzeństwa. Naprzeciw ujrzała zamknięte wejście do sypialni rodziców. Potem tylko ciemność.
Westchnęła z ulgą i już miała wracać spać.
Usłyszała szmery dobiegające z salonu.
Przymknęła za sobą drzwi i na palcach przeszła mały korytarz.  Zatrzymała się przy łuku do salonu i spojrzała na przerażający widok. Jej ojciec leżał bezsilnie za podłodze, przyciśnięty przez nieznajomego, który trzymał nóż przy jego szyi.
Oddychająca  ciężko dziewczyna  nie miała pojęcia co robić. Napastnik jej nie widział, gdyż stał tyłem do niej. Szeptał coś do jej ojca.
Wtedy zauważyła stary pistolet jej rodziny, który prawdopodobnie został wyszarpnięty z rąk jej ojca. Leżał na zimnej, drewnianej podłodze. Umiała się nim obsługiwać.
-Jak to jest być tak blisko rodziny, a śmierci?- spytał cicho mężczyzna.- Opowiedz mi, Waren.
Dziewczyna powoli podeszła do broni. Sięgnęła po nią.
Skrzypienie desek odwróciło do niej napastnika. 
-Strzelaj Shireen!- wrzasnął jej ojciec, cały oblany potem.  Napędzana strachem i rychłą utratą bliskiego  nacisnęła spust. Mężczyzna upadł.
-Już dobrze, Shir.- ojciec  wstał i objął płaczącą córkę.- Już dobrze.

Cała rodzina zbiegła się do salonu. Po długiej  naradzie, postanowili zakopać ciało głęboko na polanie, blisko odgrodzenia Dystryktu. Tam również spalono krzak.
~~~ 
Miałam dodać ten rozdział w Heloim po zbieraniu słodyczy, lecz... sama nie wiem czemu nie skończyłam tego rozdziału w tamten dzień. Na początku napisałam kompletnie inną wersje zaczynającą się od spadania Shireen, potem musiałam przeczytać to na świeżo. Wczoraj postanowiłam skończyć i poprawić kilka błędów. I nagle mnie olśniło. Napiszę mroczną przeszłość Shir! I kolejny wieczór/ cały dzień w pracy ;-;
Przepraszam, prawie  cały miesiąc czekaliście na rozdział...
A ja jeszcze pisze rozdział na innego bloga, uczę się , kończę Taniec ze smokami... trochę pracy jest.
Chciałam wam życzyć wesołego Heloim ,dużo cukierków i inne dupelelelelelelelele, lecz się trochę spóźniłam. Więc życzę wam miłego końca weekendu! xD
Pozdrawiam
Slendy

PS: Forest Gump to najlepszy film jaki widziałam. *.*

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 11



Idąc tak usłyszałam melodyjny , kobiecy głos.
Był tak piękny, że wszystko na tej arenie wydawało się radosne.
Przystanęłam przy jakimś drzewie i zaczęłam słuchać jak najdokładniej. Nie umiałam zrozumieć słów. Prawdopodobnie pochodziły z jakiegoś starego języka. Był magiczny.
Nie mogłam również rozróżnić kto to śpiewał. Może jakiś zabłąkany trybut chciał sobie umilić czas?
Zaczęłam iść za dźwiękiem. Omijałam zaczarowane śpiewem drzewa, krzaki i ptaki.  Nawet kapanie wody z liści czy z patyków, zamilkło.
Nagle piosenka wydawała się bliższa. Schyliłam się i podeszłam do krzaków.
Naprzeciw mnie  znajdował się sojusz, składający się z  dwóch chłopców i dwóch dziewczyn.  Jedna z nich śpiewała i siedziała naprzeciw ogniska. Reszta czyściła bronie lub jadła.
-Możemy już iść?- zapytał się Struve, który zajmował się swoim mieczem.
-Po co?- zaśmiała się Stella, zajadając pieczone mięso.- Przyjemnie tutaj.
-Każdy nas może zobaczyć.-  spojrzał na wszystkich posępnym wzrokiem.- Nie wiem jak wy, ale nie czuje się tutaj bezpiecznie.
-To sobie idź.- Kevin obgryzał kurczaka, siedząc koło śpiewającej Violet.- My tutaj zostajemy.
Struve westchnął i zaczął walczyć  z niewinnym drzewem.
-Przestań.- powiedziała dziewczyna z Dziewiątki.- Będziesz miał tępy miecz i zagłuszasz piosenkę.
-Muszę na czymś ćwiczyć.- warknął trybut.
-To sobie kogoś znajdź i poćwicz.- zaśmiał się Kevin. Struve już wiedział, że nie ma szans dyskutować.
Zrozumiałam, że robi się niebezpiecznie, ponieważ chłopak zaczął krążyć wokoło terenu.
Cofnęłam się.
-Co to było?- Violet przestała śpiewać.- Słyszeliście? Jakby łamanie gałązki.
Wszyscy wstali.
-Ktoś tu jest.- zasyczała Stella i zgarnęła swoje noże.
Przestraszona , powoli wycofywałam się.
Chodzący Kevin, nagle zamarł.
-Słyszę coś.- cicho, powoli, spokojnie Shireen…- Tam!
Cały sojusz spojrzał w moje krzaki. Jednak mnie już tam nie było.
-Ruda!- roześmiała się Stella, przedłużając słowo.
Biegłam ile sił w nogach. Dyszałam i omijałam drewniane alejki. Zmieniałam  kierunki, jednak miałam ich na ogonie.  Moje cholerne, rude włosy! Wszędzie je widać…
Gwizdy, śmiech i drwiny nie miały końca. Z każdą chwilą, było im bliżej do złapania swojej zdobyczy.
-Struve! Nie guzdraj się tak! Znaleźliśmy ci kogoś do poćwiczenia!-  gadała Violet.
Kilka metrów później, uświadomiłam sobie, że biegnięcie w tym kierunku, było złym pomysłem.
Dotarłam do klifu.
Stanęłam, przestraszona. Dysząc, odwróciłam się. Ujrzałam całą zgraję.
-Kto tu dzisiaj ma pecha?- zapytała z ironią Violet i obaliła mnie gładką częścią trójzęba. Uderzyła dokładnie w brzuch.  Łapałam powietrze, jak ryba na lądzie.
Dziewczyna zaczęła mnie kopać.- To cię oduczy wkradania się na prywatne imprezy.- zażartowała.
-Przytrzymajcie ją!- zagrzmiał Kevin.
Kopałam, gryzłam i wrzeszczałam. Nic nie pomogło. Każdy złapał mnie za jakąś część ciała, prócz Kevina.- Mam nadzieje , że będziesz się dobrze bawić.- zaśmiał się i wyjął  mały, ostry nóż zza pleców.- To mój ulubiony.
Zaczęłam płakać i szarpać się.- Błagam, zostawcie mnie!
-Zamknij się!- Kevin zdzielił mnie w twarz. Na policzku pojawiła się różowawa pręga.- Zamknij się, albo…
Chłopak zachwiał się i upadł na kolana. Violet od razu rzuciła się do niego.- Kevin, nic ci nie jest?- zapytała i złapała go za rękę.
-Co do…- zapytał niemrawym głosem.
Strzała przecięła powietrze i trafiła w plecy Kevina. Upadł na twarz.
Jego wystraszona współtrybutka spojrzała niego i odwróciła go na plecy.-Kevin!- pisnęła.
-Za późno.- z lasu wyszedł Legolas z napiętym łukiem, celującym w nią.- Nie żyje.
  HUK!
Z powodu zamieszania , wszyscy patrzyli na niego.  Ale nie ja.
Zauważyłam, że Struve  niechcący poluzował ucisk w mojej lewej ręce. Szybko wyciągnęłam sztylet i powaliłam go z łokcia. Żelazo wbiłam w otwartą dłoń Stelli. Dziewczyna ryknęła i złapała za rączkę broni.
Oszołomiony Struve wstał, zgarnął ekwipunek i uciekł do lasu.
-Tchórz!- wrzasnęła Stella i  rzuciła się na mnie. Następnie turlałyśmy się po ziemi, jak dzikie zwierzęta.
Legolas strzelił w nogę dziewczyny, dzięki czemu przestała się szamotać. Odepchnęłam ją w stronę klifu. Stella nie zdążyła się złapać skały i spadła.
-Nic ci nie jest?- Legolas podbiegł do mnie.
-Nie. Gdzie Violet?
-Uciekła.- chłopak podał mi dłoń.- Wstawaj, musimy iść.
-Ale gdzie?

-Do schronienia. Tam czekają na nas dziewczyny.
~~~ 
Jej, nowy rozdział ;/
W ogóle mi się nie podoba...

A tak a propo , zapraszam na NOWEGO BLOGA . 
Wydaje mi się o wiele, ale o WIELE lepszy od tego ;-;
Zapraszam i pozdrawiam
Slendy
(Szatan z siódmej klasy to zuo ;-;)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 10

Z playlisty wybierz piosenkę ,,Robin Schulz -Lady Of The Sunshine ''.    
Rozdział 10

Po incydencie z martwą wroną, ruszyłam dalej.
Wędrowałam między drzewami, krzakami i dzikimi, niegroźnymi zwierzętami. Znalazłam słodką wodę, którą napełniłam metalowy bidon.
Gdy tak dalej szłam i szukałam swoich sojuszników, usłyszałam huk
To już dziewiąty w tym dniu.
Czemu tak dużo?! Przecież jesteśmy tylko dziećmi! Niektórzy z nas są tacy mali, że miecz jest za nich za ciężki. Dlaczego co roku, każda rodzina boi się, że któraś z ich ukochanych osób zostanie wylosowana? Kapitol wpaja nam ,że to tylko gra. Ale czy na pewno?
Co roku, w każdym dystrykcie, na dożynkach pokazują nam film. Niezniszczalni trybuci, mają nam tłumaczyć, że walczymy dla dumy dystryktu i naszych rodzin, oraz dla honoru.
Ale niektórzy z nas mają przecież gówno zamiast honoru. Jak uważam, zaliczam się do tego grona.
Nagle poczułam zimny powiew. Tak silny, że zdmuchnął liście z ziemi. Ciemnie cienie chmur osiadły się po kontach areny. Tak ciemne, że niektóre rzeczy, były po prostu niewidoczne.
-Świetnie.-mruknęłam, gdy poczułam na karku chłodną, mokrą łzę nieba.- Deszcz!
Naburmuszona usiadłam pod wielkim liściem i czekałam na koniec.
Jednak, nie nadszedł.
Co innego mam robić, niż siedzenie pod cienkim liściem?
Iść, ano właśnie.
~~~
Nakryta dużymi liśćmi, cała przemoczona i prawdopodobnie chora, dotarłam do stromych skał i gruzów. Znalazłam sobie małe miejsce, nasunięte kilkoma głazami. Było tam małe okno na widok. Dla pewności pozasypywałam kilka z nich kamieniami. Usiadłam na twardym podłożu i odetchnęłam.
Zjadłam krakersa, napiłam się wody i zrobiłam porządek w plecaku. Co z tego , że miałam małą ilość rzeczy. Czystość zawsze się liczyła w moim domu.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Nie! Proszę!- nagły krzyk odpędził moje bezpieczeństwo. Skuliłam się jak, najbardziej mogłam i czekałam , przyglądając się wszystkiemu przez szczelinę.-Zrobię wszystko!
-Nie jesteś już nam potrzebny.- znużony głos Kevina dobiegł do moich uszu. Usłyszałam lekką szarpaninę. Kilka kamieni zleciało z kamiennego pagórka.
Wtem usłyszałam głośne uderzenie. To błagający trybut spadł na ziemie, tuż pod moją kryjówkę
Pisnęłabym, gdyby nie to , że zasłoniłam dłonią usta.
Gdy uszedł z niego ostatni oddech życia, przypatrzyłam się  jego rysom twarzy i kasztanowym włosom. To chłopak z Czwórki.
HUK!
-Kevin! Chodźmy już, nie chcę przemoknąć.- rzekła Stella Digger , trybutka z Dziewiątego Dystryktu.
-Dobra.- burknął. Przez chwilę słyszałam plaskające stukoty butów, które niestety nie określały ilości osób, lecz następnie wszyscy posłuchali rady Stelli- było za mokro.
Woda zaczęła powoli przelatywać przez kilka otworów. Położyłam plecak jak na najwyższym punkcie, aby nie zmókł. Po chwili przyleciał poduszkowiec, po martwe ciało. Kiedy szczypce zabierały go na pokład, ściekały z niego strumienie.
Jak widać, nie robili sobie problemu z mojego towarzystwa. Pewnie myślą, że nie rzucę się na nieboszczyka i razem z nim dotrę na górę. I mają rację.
Pogoda zaczynała się uspokajać, więc wyszłam na zewnątrz.  Padała lekka mżawka.
Raptem nad głową przeleciało  srebrne, pikające pudełko ze spadochronem.
Stłumiłam krzyk i ze strachu odsunęłam się gwałtownie. Przecież każdy ma możliwość ze mną pogrywać, a to może być bomba, albo gaz.
Gdy prezent spadł na ziemie, wzięłam twardy, obciekający wodą patyk i trącałam przesyłkę.
Gdy uświadomiłam sobie, że jest bezpiecznie wzięłam pudełko w obie ręce. Pewnie widzowie z Kapitolu mieli ze mnie niezły ubaw.
Ze środka wyciągnęłam list zaadresowany do niejakiej Shireen Baratheon.
Bądź bystra i myśl uważnie.
Ten kto jest twoim sojusznikiem , jest i także twoim wrogiem.
Powodzenia, Valeria.
Czyli ktoś o mnie myśli…
W przesyłce znajdowała się również … kanapka?!

Nadal wystraszona, po wcześniejszym wydarzeniu z Czwórką zjadłam swój posiłek i pełna energii ruszyłam w nieznane.
~~~ 
Laptop naprawiony! Tylko 150 złotych w tył...
Moim zdaniem  z każdym rozdziałem jest coraz ciekawiej! ;)
Pozdrawiam wszystkich czytających i komentujących.
Slendy

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 9

Rozdział 9
-Sześćdziesiąt.- zaczął odliczać męski głos.
Znajdowaliśmy się w wulkanie. Naprzeciw każdego trybuta mieściło się jezioro lawy z wysepką na środku- Rogiem Obfitości. Płaskie ,a zarazem zdradzieckie kamienie dryfowały po pomarańczowej wodzie.  Z wulkanu można było wyjść licznymi tunelami, które prawdopodobnie zaprowadziłyby  nas na zewnątrz.
-Pięćdziesiąt.
Cep znajdował się w samym środku budowli, co prowadziło do tego, że muszę wskoczyć w sam środek pola walki. Wszyscy będą walczyć jak kruki o padlinę, a ja mam zamiar do nich dołączyć.
-Czterdzieści.
Stylistka kazała mi nie podchodzić zbytnio do Rogu Obfitości, ale co innego mam zrobić? Każdy plecak, oraz broń znajdowała się po drugiej stronie brzegu.
-Trzydzieści.
Emily kiwnęła mi głową w stronę północnego wyjścia.
Ta, jasne i co mam jeszcze zrobić, wskoczyć w ogień?!
Przecież ona dokładnie się  tam się znajduje!
-Dwadzieścia.
Lawa zaskwierczała , zapraszając nas do zabawy.  Trybuci oddychali, nierównym oddechem. A drzewa… czy ja słyszałam szum liści?!
-Dziesięć.
Nachyliłam się do biegu, czując ciepłe opary.
-Pięć. Cztery.
Tylko się nie spal, tylko się nie spal, tylko się nie spal.
-Trzy. Dwa. Jeden.
Rzuciłam się na najbliższy kamień i próbowałam zachować równowagę. Następnie skoczyłam na kolejny, który przybliżał mnie do Rogu.
Poczułam lekkie potrząśnięcie. Odwróciłam się. Nie jestem jedynym marynarzem na tym statku.
Ness Perez  powaliła mnie na twardą skałę, próbując przybliżyć moją głowę do lawy.  Zaczęło śmierdzieć spalonymi włosami. Zrzuciłam dziewczynę na bok i pięści same startowały do okładania po jej głowie.
Po chwili świst lecącego oszczepu przerwał moje działanie. Muszę iść po broń.
Zostawiłam, swoją niedoszłą zabójczynie i pobiegłam do Rogu, przeskakując ostatnią szczelinę między kamieniem a wyspą.
Zgarnęłam jakikolwiek nóż, oraz plecak i ruszyłam w głąb walki.
Podczas biegu, słyszałam wrzaski i fetor palących się trybutów. A jeszcze dwa dni temu jedliśmy razem lunch…
Zabrałam cep gwałtownym ruchem, gdyż dziewczyna z Ósemki, chciała mi w tym przeszkodzić. Uderzyłam ją z rozmachem w brzuch i uciekłam do najbliższej drogi wyjścia.
Przez pewien czas błądziłam w tunelu. Kierunki rozpoznawałam po odgłosach walki z Rogu Obfitości.
Mogłam ją zabić… Kogo? Tą… tą dziewczynę z Ósemki, Rose. ONA chciała cię zabić, więc teraz stul pysk i idź dalej!
Wariuję, wariuję , wariuję!
-Gdzie jest to cholerne wyjście.- mruknęłam
Jak na zawołanie znalazłam ujście z ciemnej groty.
Wszędzie były liściaste drzewa, kwiaty , przeplatane strumykami i górami. No świetnie, utknęliśmy w dżungli.
Zanim zrobiłam jakikolwiek postój, przeszłam kilkadziesiąt metrów. Przecież musiałam się czuć bezpiecznie.
Usiadłam koło krzaków i wyjęłam wszystkie rzeczy z plecaka. Maść, chusteczki, pusty bidon oraz suche krakersy ponownie wylądowały w mojej ‘’torbie podróżnej’’.
Po chwili zastanowienia, postanowiłam zostać tu na jeszcze trochę.  Rozglądałam się jak oniemiała, jednak całą magię przerwało osiem huków. Osiem jak Dystrykt Ósmy, jak Rose z Ósemki, która pewnie leżała teraz martwa.  Dzięki mnie.
Koło mnie znajdował się krzak. Zaczęłam skubać jego zielone liście, gdy nagle na ziemie spadła jagoda.
- Jagody!- krzyknęła z zachwytu Annabeth. Dziewczynka od razu podbiegła do krzaków i oderwała jeden owoc, pokazując go siostrze.
-Zostaw , może być trujące.- Shireen wyrwała kulkę jej małej  piąstki.-Chodź, musimy iść do domu. Jesteśmy za blisko ogrodzenia, Strażnicy nas pogonią. Nie chcesz  tego, prawda?
-Nie.- odparła, skarcona.
Kiedy dwie siostry, jedna trzynastoletnia, a druga czteroletnia, ponownie rozpoczęły swoją wędrówkę, mały , wychudzony chłopiec podszedł do pięknego, owego krzaku z jagodami. Podniósł  z ziemi opuszczoną kuleczkę i powąchał ją.
Od tak dawna nic nie jadł… Był taki głodny…
- Zostawiłam tam  moją lalkę! -powiedziała Annabeth.
-Pójdziesz sama?- spytała siostra.
-Oczywiście.- oznajmiła dumnie i podreptała do miejsca pod ogrodzeniem. Jak przewidywała, znalazła tam swoją zabawkę.
Jednak, gdy podniosła wzrok…
-Shireen!- krzyknęła rozpaczliwie.

Po tym tragicznym wydarzeniu, krzak spalono, a chłopca pogrzebano. Nie wiadomo, kto był jego rodzicem, nikt się nie zgłosił po jego ciało. Teraz kolejne dziecko leży w bezimiennym grobie…
-Quark!-  Smukły ,ciemny kruk podleciał do mojej osoby. Ptak wylądował na ziemi w poszukiwania ziarna.
-Witaj mój mały przyjacielu.- szepnęłam.- Chcesz może trochę jagódki?
Kruk odpowiedział mi swoim ptasim odgłosem, co wzięłam z ‘’tak’’.
Urwałam kawałek owocu i podrzuciłam mu pod dziób.
Ptak zaczął skubać .
-Co tu tutaj robisz? – mruknęłam. Przecież w dżungli nie ma kruków. Przynajmniej tyle pamiętam ze szkoły.
-Quark!- Ptak upadł ma ziemię. Tarmosił się po gruncie, a następnie zamarł. 
Wzięłam pozostawioną przez ptaka połowę mięsistej kupy i przyjrzałam się jej.
Od tej samej kulki zginął Peeta Mellark, trybut z Dwunastki z Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk.

Ha ha! No świetnie, podrzucili mi tu łykołaki!

~~~ 
no tak, dawno nie było. Otóż miałam, powiedzmy ''mały'' problem z laptopem. 
Zepsuł mi się. Wszystkie trzy rozdział, które napisałam z wyprzedzeniem znikły, przepadły, nie ma ich. Musiałam wszystko pisać od nowa. Dzisiaj w nocy pisałam rozdział z TEGO BLOGA , a cały ranek z tego ;_;
Jestem załamana.
Rozdziały będą się pojawiały rzadziej, bo szkoła.
Wolę się nie przyznawać ile mam lat bo i tak mam teraz łatwo...
Pozdrawiam
Slendy

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 8


Rozdział dedykowany Oldze, Martynie i całej Igrzyskowej Ekipie ;)






Rozdział 8
-Teraz czas na Struve’a  Perthshire’a z Dystryktu Szóstego!- ogłosił Ceaser i na scenę wszedł wysoki , jak i elegancki blondyn.
-Cześć Ceaser’rze!- roześmiał się Struve i uścisnął mężczyźnie dłoń. Następnie usiadł i pomachał do tłumu.
-Jak się czujesz?
-Dobrze.
-Myślisz , że dobrze się przygotowałeś do areny?- spytał Ceaser.
-Chyba tak.
-To wspaniale!- krzyknął szczęśliwie prowadzący.- Co myślisz o innych trybutach, boisz się ich?
-Uważam, że niektóre osoby to twardy orzech do zgryzienia.  Zauważyłem, że kilka z nich nawet nie lubi alkoholu.- roześmiał i uśmiechnął się.
Wzdrygnęłam się.
To ja mu wylałam wino…
- Jak myślisz Struve, co możemy spotkać na arenie?
-Myślę, że będzie tam dużo zwierząt.- zapatrzył się.- Jak przejrzałem starsze edycje Igrzysk, nie było tam żadnych ogromnych , oraz pustych terenów. Same lasy, ruiny. Na pewno w tym roku będzie jakaś pustynia.
-No cóż.- cmoknął Ceaser.- To chyba jedna z najgorszych aren- zaraz po lodowcu…
-Ale raz się żyje!- zażartował trybut, przez co całe trybuny ludzi zaczęły się śmiać.
- Jeszcze jedno pytanie, przed końcem wywiadu. Struve, co myślisz o wywiadzie Shireen?
-Był… spektakularny. Pewnie ma teraz całą kupę sponsorów.
-Zapewnie ty również!- uśmiechnął się Ceaser.
Ding!
-Niestety- twój czas minął.  Dziękuje ci  i mam nadzieje, że jeszcze przeprowadzę z tobą niejeden wywiad.
Struve zszedł ze sceny.
-Niezła z ciebie aktorka.- szepnął mi do ucha.
~~~
Zanim poszliśmy do pokoi, musiało minąć kilkadziesiąt minut do końca wywiadu.
W końcu, kiedy chłopak z Dwunastki skończył swoją rozmowę z Ceaser’em, odśpiewaliśmy hymn i ruszyliśmy do apartamentów.
Od razu rzuciłam się do łóżka, gdzie zaczęły nękać mnie koszmary.
~~~
Na zegarze widniała 05:08
Dlaczego ja do cholery się ciągle budzę?!
Próbowałam różnych sposobów.  Nawet  poprosiłam o środki nasenne, jednak Librae oznajmiła mi, że zaszkodzi mi tylko na dzisiejszych zmaganiach na arenie.
Jednak poddałam się i ruszyłam coś zjeść.
Zamówiłam górę różowej jajecznicy i pochłonęłam ją w całości.
O jakieś 06:30 na śniadanie przyszli mentorzy, Librae i Struve.
- W pokoju masz ubrania.- powiedział smutno Fir.
Na kanapie  w pokoju znalazłam zieloną bluzkę do pępka; krótką ,  ciemnozieloną kurtkę; spodnie , również w tym samym odcieniu, na których były poprzyczepiane kremowe ochraniacze i białe buty.
Ubrałam się i związałam włosy w supeł.
Teraz muszę tylko czekać na piekło.
~~~
-Już czas.- wyjrzała zza drzwi Valeria.
Wstałam i rozejrzałam się. to był, prawdopodobnie mój ostatni pobyt tutaj. Szansa jedna na milion. Ale zawsze jakaś jest.
Razem z Valerią dotarłyśmy na lotnisko, gdzie czekali już na mnie Librae, Fir  i poduszkowiec.
-Będzie mi was brakować.- powiedziałam i przytuliłam ich wszystkich.
-Dasz sobie radę.- szepnął Fir podczas uścisku.
Zamieniliśmy jeszcze kilka , jakby, wzruszających słów i ruszyłam w kierunku poduszkowca.
Tam złapałam się drabiny, która po chwili unieruchomiła prądem moje drobne ciało. Drabina powoli  kierowała się do góry.
Kiedy dotarłam do środka, znowu mogłam normalnie funkcjonować i skierowałam się do siedzeń, gdzie czekała  reszta trybutów.
Usiadłam między Emily ,a Amy.
-To będzie bułka z masłem.- powiedziała sojuszniczka z  Dzięwiątki. Potaknęłam jej z niechęcią.
Podeszła do mnie kobieta
-Nie ruszaj się.- powiedziała i wszczepiła mi pod skórę jakiś czip.
-Co to jest…?- chrypnęłam.
-Lokalizator.- odparła i poszła dalej.
Poczułam, że poduszkowiec zaczął lekko się unosić.
-Dotrzemy za jakieś 30 minut.- pisnęła szczęśliwie Amy, a Emily zaśmiała się.
Na szczęście przyszła po mnie moja stylistka, która zaprowadziła mnie do osobnego pokoju.
Było tam pełno jedzenia i picia.
-Jedz ile chcesz.- powiedziała i usiadła.
Nie byłam aż tak głodna, jak rano, lecz próbowałam jeść jak najwięcej- ignorując to, że mam pełny brzuch.
Po jakiś dziesięciu minutach szyby pociemniały.
To oznacza tylko jedno- jesteśmy na miejscu.
~~~
Szłam, prowadząca przez Strażników Pokoju, pod areną , gdzie mam znaleźć moją stylistkę.
Mężczyźni otwierają mi drzwi jakiegoś pokoju, a kiedy weszłam- zamknęli je, zostawiając mnie samą.
-Shireen.- wyszeptał kobiecy głos za moimi plecami.
Odwracam się i widzę Athelę, wyglądającą na zmęczoną.
-Nie dam rady.-  trzęsłam się i usiadłam na kanapie. Tam stylistka założyła na mnie kremowe ochraniacze na ramiona i  czarne rękawiczki z wycięciami na palce.
-Przeżyjesz.- powiedziała i uścisnęła mnie. Następnie podała mi szklankę wody, którą kazała wypić.
Po chwili, zimny głos kobiety z głośnika, oznajmia mi, że już czas.
-Dam ci małą radę.- powiedziała stylistka.- Trzymaj się z dala od Rogu Obfitości i Struva.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją po raz ostatni.
-Dziękuje za wszystko.- bełktałam, płacząc.
-Nie musisz.- pocieszyła mnie i otarła łzę z policzka.
Weszłam do szklanego cylindra. Nic nie słyszałam. Po chwili podest zaczął się podnosić.
Gorąco…
Może przez to, że się denerwuję? Nie…
Zamykam oczy, akurat, kiedy ostre światło oświetliło mnie.
Po chwili lekko uchylam powieki.

-Panie i Panowie! Siedemdziesiąte Szóste  Głodowe Igrzyska uważam za rozpoczęte! – oznajmił wesoły głos Ceaser’a  Filckermana..

~~~
Więc jesteśmy już prawie na arenie, ;>

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 7

Rozdział 7
-Shireen!- krzyczał chrapliwie Struve- Shireen!
Wbiegłam na skały i zauważyłam nieruchome ciało trybuta. – Struve!- wykrzyknęłam z łzami i podbiegłam do jego ciała. Nie zdążyłam… byłam za daleko…
Złapałam go za rękę  i potrząsałam nią.- Zostań ze mną! Błagam cię, nie odchodź…
Pisnął za mną głos małej dziewczynki. Odwróciłam się. To Annabeth. I ktoś za nią stał.
-Annabeth! Uciekaj!- Osoba za nią złapała jej małą głowę i skręciła ją. Dziewczynka upadła.  Gdyby nie to, że głowa była wygięta w nienaturalny kąt i patrzyła na mnie swymi dużymi oczami, pomyślałabym, że spała. Tak ,spała.
-Obudź się!
-Co..? – szepnęłam
Otworzyłam powieki i ujrzałam Fir’a. To wszystko musiało być snem… – Musisz wstać. Dzisiaj ćwiczymy przed wywiadem.
Zaraz… wywiadem.
Jak dzisiaj jest wywiad, to oznacza, że jutro już będę na arenie. I to martwa.
-Już wstaję..- mruknęłam
-Będę czekał w salonie. Na kanapie masz przygotowane rzeczy do założenia.- powiedział i wyszedł.
Z tego, że jestem ciekawska, od razu wygramoliłam się z łóżka i pobiegłam do kanapy, wywalając się.
-Cholera…-  jęknęłam i  doczłapałam się do celu.
Na kanapie znalazłam długą żółtą suknie i czarne szpilki.
Założyłam to i podreptałam do salonu.
Fir już tam na mnie czekał ze szklanką soku i naleśnikami.
-Jesteś.- powiedział i podał mi jedzenie.- Jak zjesz to przejdziemy do dalszych zadań.
Usiadłam na sofie i powoli jadłam.
-Dzisiaj masz błyszczeć jak najdroższy kamień, lecz na początku trzeba cię trochę doszlifować. Co wiesz o tych wywiadach?
-Że trzeba pokazać się z jak najlepszej strony.- powiedziałam z pełną buzią.
-Tak to prawda. Jak na razie , to ci nie wychodzi. Sponsorzy zauważą każdy twój zły ruch, który zadecyduje o twoim życiu. Kiedy z tobą skończę  , będzie siedemnasta czyli dwie godziny przed wywiadem. Oddam cię w ręce twoich stylistów, którzy dokończą moje dzieło.- westchnął.- Więc lepiej wsuwaj te naleśniki, bo nie zdążymy.
Racja, jest trzynasta.
Przez kolejne pięć godzin , mentor tłumaczył mi jak chodzić i siadać. Moje ciągłe plątaniny nóg doprowadzały Fir’a do szału, lecz w końcu się nauczyłam. Oprócz tego pokazywał mi jak się uśmiechać, nawiązywać kontakt wzrokowy i gestykulować,
-Kiedy Ceaser będzie pytał o rodzinę, nie załamuj się.- poradził ,  gdy przyszli po mnie styliści. Zaprowadzili mnie do Athely , która znajdowała się w Centrum Odnowy.
- Wyglądasz na smutną.- powiedziała do mnie Athela, kiedy stanęłam w drzwiach mojego pokoju przygotowawczego.
-W nocy nękały mnie koszmary.- oznajmiłam i usiadłam przy toaletce. Stylistka od razu zabrała się do rozczesywania moich rudych włosów, które następnie zostawiła rozpuszczone.
Podczas robienia  makijażu, Athela opowiada mi o moim stroju.
-Masz być szykowna i prosta. Nic więcej.- powiedziała i rozkazała zamknąć oczy.
Po umalowaniu, zostałam zaprowadzona do szafy, skąd kobieta podała mi długą czarną suknie, i następnie pomogła mi ją założyć.
Gdy stanęłam przy lustrze, nie mogłam uwierzyć , że to ja.
Ta przestraszona ja, była gdzieś schowana, skąd teraz nie mogła się pokazać.
Ta osoba, która odbijała  się w lustrze, to odważna i stanowcza kobieta.
Spojrzałam na jej rude włosy, które spływały kaskadami po jej ramionach i na jej delikatny wyraz twarzy. 
Na jej kościstym ciele znajdowała się długa , czarna suknia, a jej dekolt sięgał aż do końca żeber.
-To nie jestem ja.- szepnęłam i odwróciłam się stylistki. Spostrzegłam, że koniec sukni leży przy Atheli, która znajdowała się na po drugiej stronie pokoju.
-To jesteś ty.- powiedziała i podeszła do mnie.- Pamiętaj jednak, że przy wywiadzie nie możesz być za słodka. Masz być miła  i stawiaj zawsze na swoim.  Tak jak byś była królową.
-Ten kto się nazywa władcą, ten nim naprawdę nie jest*- wyszeptałam  i z trudem podreptałam do stolika z jedzeniem. – Jeżeli nie będę okazywać tego, że jestem  jedną z kilkunastu umalowanych panienek, to nigdy nią nie będę.
-A chcesz nią być?- zbiła mnie z tropu Athela.
-Chcę być  tą jedyną.-  powiedziałam po chwili zastanowienia.
~~~
- Witam wszystkich!- rozbrzmiał  w Panem wesoły głos Ceaser’a Filckermana, który już od  lat prowadzi wywiady z trybutami. – Czas na prezentacje trybutów, prawda?- spytał się tłumu, który odpowiedział krzykami i wiwatami.- No dobrze. Więc zacznijmy! Zapraszam  Ness Perez z Dystryktu Pierwszego!- na scenę wkroczyła dziarska szesnastolatka w jaskrawo fioletowej sukience, która usiadła na czerwonym fotelu, tuż obok siedzenia Ceaser’a. Była ciągle podekscytowana tegorocznymi Igrzyskami.
Jednak czas się skończył i na scenę wkroczył Dareen Bron, który przyrzekł wszystkim oglądającym,  że jeszcze tu wróci.
Moja sojuszniczka z Dwójki , była tak samo zabójcza jak Ness.
Jane  i Legolas z Trójki kompletnie olewali stojące przed nimi kamery i rozmawiali z Ceaser’em jak, ze starym znajomym.
Czwórka i Piątka, wyszła nie najgorzej.
Kiedy wyczytali moje imię, znowu zaczęłam się denerwować, tak jak na pokazie umiejętności.
-Witaj Shireen!- powitał mnie Ceaser , gdy usiadłam. – Masz piękną ,długą suknię! Tylko zazdrościć twojej stylistce!
To prawda, ponieważ podczas wchodzenia na scenę, materiał, który akurat mam na sobie, wił się po całej podłodze.
-Dziękuje.
-Więc, jak się czujesz w Kapitolu. Zostałabyś tu na dłużej?
-Oczywiście. Jest tu tak pięknie.- Oznajmiłam i z uśmiechem zwróciłam się do publiczności.- Nigdy nie poznałam tak uroczych ludzi.
-To bardzo miłe.
- Jest tu o niebo lepiej niż w Szóstce.- Bardzo ciężko wypowiedziałam te słowa. Tęsknie za domem.- Kiedy wrócę z areny, z trudem w sercu będę musiała opuścić to przepiękne miejsce.- powiedziałam i złapałam się za klatkę piersiową, tak jakbym się wzruszyła.
-Z największą chęcią cię przyjmiemy.  Prawda?- zwrócił się do publiczności, która od razu rozbrzmiała z zachwytu.- Teraz przejdźmy do Igrzysk. Nie boisz się?
-Absolutnie. Świetnie się przygotowałam i uważam , że zdobyłam dobry wynik.
-Masz zamiar pokazać coś specjalnego na arenie?
-To tajemnica między mną, a moimi sojusznikami.- szepnęłam.
-Jeszcze jedno pytanie, przed końcem. Wszyscy obywatele Kapitol podawali pytania, dotyczące was. Na ciebie , droga Shireen , padło akurat jedno z najtrudniejszych. Czy jesteś gotowa?
-Zawsze i wszędzie.- powiedziałam z poważną miną.
-  Na co ważnego byś wydała pieniądze po wygranej?- spytał się Ceaser.
-Na pewno , pomogłabym moim bliskim, oraz pokupowałabym jedzenia dla tych mniej zamożnych.- westchnęłam.- Resztę przeznaczyłabym innym biedniejszym Dystryktom, na potrzeby finansowe.
Jak było słychać, kilka osób jęknęło z zachwytu.
-To bardzo charytatywne  z twojej strony. Zachowujesz się jak…
-Królowa.- skończyłam , gdy zadzwonił gong. Wstałam ,posłałam kilka wymuszonych uśmiechów do tłumu,  pożegnałam się z Ceaserem i zeszłam ze sceny.

* i ** pochodzą z serialu Gra  o Tron, oraz książek Georga R. R. Martina ,,Starcie Królów’’ i ,,Nawałnica Mieczy’’

Wiem, nie było.
Ale są wakacje! :D
Pozdrawiam
Slendy