Przecież był potworem, zdolnym do zabicia każdego kto mu
stanie na drodze. Lubił patrzeć na
ludzkie cierpienie… Nie miał nic przeciwko Igrzysk. Dlaczego się nie cieszyłam z jego śmierci?
Z drugiej strony był chłopakiem, który próbował przetrwać.
Chciał wrócić do rodziny. Był wnukiem, synem, kuzynem, uczniem, bratem,
kochankiem… a ja to zniszczyłam.
Podobno Igrzyska rujnowały życie każdego zwycięzcy.
Narkotyki, alkoholizm czy popadanie w problemy psychiczne. Jednak nikt nie
próbował się domyślić jak się czuć zwierzyną, która za chwilę ma wisieć na
zdobywczej ścianie. Kapitol zmienił go. Wmówiono mu. Właściwie nam
wszystkim. Zostaliśmy zmanipulowani
przez władze, które wpajały nam to, że musimy zabijać inaczej sami zostaniemy
zabici.
Przez głowę przelatywały mi obrazy zakrwawionych i ubranych
w organy krzaków. Legolas, nadziany pośród tej niby niebezpiecznej pułapki,
prosił: To… oni. Zr…obi…li to. Bł…a…gam. Pom… pomóż mi.
Westchnęłam w
ciemności i przyciągnęłam obolałe kolana do siebie.
Nie chciałam nikogo zabijać. Nigdy. Pech zesłał mnie na
świat pełen bratobójczych walk i dominacji.
Gdy zobaczyłam krew lejącą się na drewnianą posadzkę domu , poczułam
dziwne odczucie. Kainowe piętno.
Mężczyzna prześladował mnie przez bity miesiąc w ciemnych
snach. Śmiał mi się prosto w twarz , kiedy ja próbowałam ratować własną skórę.
Ojciec nigdy nie powiedział kim był owy napastnik. Podczas
nieustannie zadawanych pytań nastawała
cisza ,przechodzenie do innego tematu. Nikt prócz mojej rodziny nie wiedział o mojej
pierwszej ofierze. Gdyby ktokolwiek
usłyszał plotki było by po mnie.
Legolas walczył,
Legolas uratował i Legolas zginął- szeptała dżungla.
Wspominając wszystkie okropności, jaką miałam czelność
nazywać Legolasa potworem? Sama nie byłam lepsza. Zabiłam. I to dwa razy. Stella się nie
liczyła, to była jego strzała.
Ale ją zepchnęłaś I
nie żyje, tak jak on.
NIE ŻYJE. NIE ŻYJE.
NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE.
Byłam hipokrytką, która myślała, że jest niewinnym
koteczkiem bawiącym się papierową kulką.
Sama miałam kiedyś kota.
Nazywałam go Wieczorek, ponieważ zwykł wychodzić na polowania , gdy słońce kończyło swą wędrówkę. Był małym,
sprytnym kocurem o dymnym ubarwieniu. Mieszkał u mnie w pokoju trzy miesiące.
Potem uciekł zostawiając mnie pogrążoną
w smutkach.
Pociągnęłam zakatarzonym nosem w ciemności.
Znalazłam tą norę niedaleko rzeki. Może nie była zbyt duża,
lecz ważne było to , że się zmieściłam.
Plecak trzymałam na kolanach, a nogi miałam trochę podkurczone. Z tej kryjówki nikt nie mógł mnie zobaczyć.
Gdy tu dotarłam miałam jeden cel. Pójść spać. Jednak sen nie
nadchodził zbyt szybko. A tu jakieś zwierze postanowiło pospacerować nade mną. Albo jakiś piskliwy
szczur myknął mi obok nogi. A do świtu było coraz bliżej.
Pierwszy baran, drugi
baran, trzeci baran, czwarty baran, piąty baran, szósty baran, siódmy baran…
Westchnęłam ciężko, przesuwając się bliżej ściany ziemi.
Kilka zwisających korzeni zahaczyło o moją głowę.
Przypomniały mi się Siedemdziesiąte Czwarte Igrzyska.
Zmagania Katniss i Peety oglądało całe Panem. Kochankowie nawzajem pocieszali
się i pomagali sobie w trudnych chwilach. Czemu ja nie miałam takiego
sojusznika? Może dlatego, że byś go
zabiła w najbliższym czasie? Jednak
Igrzyska się skończyły, a komediancka
farsa zniknęła. Katniss wygrała,
pogrążona w żałobie. Podobno długo ją namawiali , aby została Kosogłosem. Gdy
kolejna edycja gry upływała spokojnie, Dystrykty razem z Everdeen na czele, postanowiły
zaatakować. Pamiętam, jak schowałyśmy się całą rodziną . Piwnica była mokra i
cuchnąca. Do dzisiejszego dnia przypomina mi się fetor koszmaru.
Jednak nawet Katniss się nie udało. Została zawleczona do Kapitolu, gdzie ją
zabili. Zamordowali połowę dystryktu. Jej krewnych, przyjaciół…
Sen okazał się gorszy niż rzeczywistość. Wszystkie
wydarzenia z dzisiejszego dnia odtwarzały się w kółko, jak zacięta kaseta. Grzejąca lawa, Ósemka, tunele, jagody i kruk, trwający w nieskończoność
deszcz, śmierć chłopca z Czwórki,
prezent od Valerii, ucieczka na klif, zabicie Kevina i Stelli, Legolas…
Wciągnęłam ze świstem powietrze.
Stella żyje.
~~~
Jak mogłam pominąć tak wielki błąd? Przecież rozlał się, jak
atrament, na kartce, był wielki, czarny. A ja głupia byłam ślepa.
Nie usłyszałam huku, poduszkowca, jej twarzy na niebie. A
ile ważnych rzeczy potrafimy ominąć spokojnym krokiem?
Nie wiedziałam jak bezczynnie spać. Przecież ona mogła się kryć w krzakach
nieopodal strumyka.
Wygramoliłam się z nory przysłaniając oczy. Słońce , które
dopiero wzniosło się ponad krajobrazem drzew, przewidywało dzisiejszą suszę.
Spowita zielenią dżungla była pełna zwierząt i tętna życia. Oraz śmierci. Nie zapominaj o śmierci.
Spojrzałam w kierunku nory. Jej ciepłe , lecz wilgotne
brzegi zapraszały , bym odpoczęła sobie jeszcze kilka godzin. Mogłabym patrzeć
na niebo pełne gwiazd, na którym raz na wieczór pojawiało się godło Panem. Nie musiałabym nic robić, sami by się
pozabijali. Dopóki organizatorzy by mnie nie wygonili, lub jakiś trybut by nie
wpadł z wizytą. Jeżeli się cofnę, zginę.
Odwróciłam się tyłem
do legowiska ruszając brzegiem strumyka. Płynął na południe. A przynajmniej tak mi się zdawało.
Godziny mijały ociężałe, a słońce prażyło
niemiłosiernie. Woda skręcała to w tę,
to w tamtą. Wolałam nie wiedzieć, ile godzin mogłam przejść , aby dojść do niczego.
Lecz tam gdzieś hen daleko, coś musiało
być. Na pewno.
Wybijałam rytm o udo, jakiejś melodii, która złapałam w
Kapitolu. Lub gdzieś indziej. Nie pamiętałam, lecz na pewno była wciągająca.
Jeden krok, drugi krok
i trzeci. Patrz, jak łatwo. I dalej: czwarty krok, a po nim piąty.
Pośród drzew jak na arenę, było spokojni. Kiedy wiał lekki
wiatr, drzewa , krzaki i trawy wiły się we wszystkie kierunki świata. Jak w tańcu. Błoto , które po pewnym czasie
lekko stwardniało, plaskało między moimi butami, rozpryskując wszędzie wodę i
ziemię. Wokoło brzęczały owady, które przeganiałam rękoma. Czasem słyszałam śpiew ptaków, które tak jak
ja były zmęczona. Jakaś wielobarwna papuga przeleciała nad mą głową.
Nagle w brzuchu rozległo się donośne burczenie.
Nic nie jadłam, prócz kanapki i krakersów, które skonsumowałam
wczoraj. To naprawdę wydarzyło się
wczoraj? Zdawało mi się, że od tamtego dnia i wieczoru minęło tysiąc lat.
Przystanęłam i podparłam plecak na kolanie. Wyjęłam z niego szarawy bidon
wypełniony wodą i paczkę krakersów, którą musiałam w końcu dokończyć.
Jednak jedzenie przybyło, tak jak zniknęło. Wodę ponownie
napełniłam, kucając przy strumyczku. Musnęłam dłonią płytkie dno. Palce zahaczyły
o muł i szare kamienie. Wolałam zimną i czystszą wodę, lecz co innego mogłam
wypić? Zakręciłam bidon i włożyłam go do plecaka.
Wieczór niemal mnie zaskoczył. Złociste chmury namalowane na
różowawym niebie, błądziły wzdłuż areny. Tak
samo jak ja. Tylko , że ja nie mam złocistych włosów.
Roześmiałam się na tą myśl.
Wdrapałam się na najbliższe drzewo i zasnęłam bez
kolacji. Nie obejrzałam podsumowania
dzisiejszego dnia, gdyż i tak wiedziałam kto zginął.
Gdy nastał okres przed rankiem, zbudziłam się ze
straszliwego i skrapianego krwią snu.
Błyszczące gwiazdy ubrały sklepienie niebieskie. Wyglądała jak choinka.
Lecz i tak wiedziałam , że to wszystko jest fałszywe. Nawet dzień, czy noc.
Przenikliwy huk obudził połowę areny. Kurczowo złapałam cep,
w obawie o życie.
‘’…Starzy ludzie nazywają
ją ‘’godziną wilka’’. Jest to godzina, w której najwięcej ludzi i najwięcej się
ich rodzi. W tym czasie nachodzą nas koszmary. A kiedy się budzimy, ogarnia nas
trwoga.’’ *
Przymknęłam lekko oczy, próbując wypocząć. Myślałam o domu, o siostrze i bracie,
rodzicach. Czy mnie teraz oglądają? Czy
martwią się o mnie? Czy płakali, gdy Kevin lub Legolas próbowali mnie zabić?
Czy z zapartym tchem przyglądali się
mojej przygodzie przy gruzach? Matka prawdopodobnie płakała, gdy sojusz
ścigał mnie do klifu. Myślała, że straci córkę. A jednak przeżyłam, zobacz. Będziesz ze mnie dumna, gdy wrócę do domu,
prawda?
Otarłam ręką o wysuszoną korę. Miała grudki i lekkie
wybrzuszenia. Westchnęłam ze zmęczenia i ponownie zapadłam w niespokojny sen, przeplatający się z jawą.
Gdy słońce wzbiło się ponad zieleń ziewnęłam. Obolała zeszłam powoli z drzewa i napiłam się
wody ze strumyka. Ciche ćwierkanie ptaków, sprawiło, że poczułam się samotna i
smutna. Mogę zginąć. A wtedy już nie zobaczę rodzinnego dystryktu.
Poświęciłam krótką chwilę , aby zorientować się co się
dzieje. Usłyszałam świst wiatru i tupot ciężkich butów. Skryłam się za
pierwszym lepszym drzewem, przyciskając się do drewna.
Dyszący chłopak biegł jak najszybciej mógł. Miał zraniony
policzek, z którego spływała krew. Jego blond włosy były brudne i miały w sobie
kurz.
Struve.
Chciałam krzyknąć, że jestem tutaj. Lecz powstrzymałam się w
ostatniej chwili.
Bo tam biegł Struve. A
za nim dzikie koty.
*Hour of the Wolf – Bergman
~~~
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaką miałam długą przerwę w pisaniu. To mi się nie chciało laptopa włączyć, to poprawiałam matmę, to co innego, to coś jeszcze innego. Oczywisty jest brak czasu. No i moje lenistwo.
Dzisiaj nie poszłam na trening i zebrałam całą swoją siłę i zamiast napisać rozdział na Trzeciego bloga , zmusiłam się by stworzyć to coś. To , że miałam tak wiele pomysłów na owego kolejnego bloga, zmotywowało mnie jeszcze bardziej. Skoro dzisiaj miałam taki napływ weny to w końcu ukończyłam ten niekończący się rozdział :P
Jestem na dodatek załamana, bo skończyłam Taniec ze smokami. Epilog , tak powiem, wnerwiający. Skończył się na czymś ciekawym, już myślę, że jeszcze jeden rozdział. Przerzucam kartkę, a tu: Dodatek Westeros. ;-;
Tak więc<ekehem>Georgu R. R. Martinie. Pisz szybciej ,bo nie wytrwam. Nacieszę się czwartym sezonem serialu, a co mi tam. Śmieszna sprawa. Jako jedyna z całej rodzinyprzeczytałam ,jak na razie, wszystkie części. Mogę spojerować do woli! *breackdance*
W innym przypadku brat mnie zbije. Już tak iedyś zrobił , kiedy mu skłamałam co się wydarzy. Oczywiście nie była to prawda. Auć.
Jak tam było ludziska na WPO? U mnie fenomenalnie, lecz już nie chce mi się opisywać co mi się nie podobało lub podobało, gdyż pewnie was już zanudzam i jeszcze tyle razy pisałam to w komentarzach na fejsie , że jestem zmęczona.
Mam tylko dla was jeszcze jedną sprawę! ^-^
Paczajcie co znalazłam na odłamach internetu! XD
A więc:
Pozdrawiam
Slendy
PS: Czytasz? Komentuj! To bardzo dla mnie znaczy, gdy widzę komentarze! c: