środa, 27 listopada 2013

Rozdział 13

Przecież był potworem, zdolnym do zabicia każdego kto mu stanie na drodze.  Lubił patrzeć na ludzkie cierpienie… Nie miał nic przeciwko Igrzysk.  Dlaczego się nie cieszyłam z jego śmierci?
Z drugiej strony był chłopakiem, który próbował przetrwać. Chciał wrócić do rodziny. Był wnukiem, synem, kuzynem, uczniem, bratem, kochankiem… a ja to zniszczyłam.
Podobno Igrzyska rujnowały życie każdego zwycięzcy. Narkotyki, alkoholizm czy popadanie w problemy psychiczne. Jednak nikt nie próbował się domyślić jak się czuć zwierzyną, która za chwilę ma wisieć na zdobywczej ścianie. Kapitol zmienił go. Wmówiono mu. Właściwie nam wszystkim.  Zostaliśmy zmanipulowani przez władze, które wpajały nam to, że musimy zabijać inaczej sami zostaniemy zabici.
Przez głowę przelatywały mi obrazy zakrwawionych i ubranych w organy krzaków. Legolas, nadziany pośród tej niby niebezpiecznej pułapki, prosił:  To… oni. Zr…obi…li to. Bł…a…gam. Pom… pomóż mi.
Westchnęłam  w ciemności i przyciągnęłam obolałe kolana do siebie.
Nie chciałam nikogo zabijać. Nigdy. Pech zesłał mnie na świat pełen bratobójczych walk i dominacji.  Gdy zobaczyłam krew lejącą się na drewnianą posadzkę domu , poczułam dziwne odczucie.  Kainowe piętno.
Mężczyzna prześladował mnie przez bity miesiąc w ciemnych snach. Śmiał mi się prosto w twarz , kiedy ja próbowałam ratować własną skórę.
Ojciec nigdy nie powiedział kim był owy napastnik. Podczas nieustannie zadawanych pytań  nastawała cisza ,przechodzenie do innego tematu.  Nikt prócz mojej rodziny nie wiedział o mojej pierwszej ofierze.  Gdyby ktokolwiek usłyszał plotki  było by po mnie.
Legolas walczył, Legolas uratował i Legolas zginął- szeptała dżungla.
Wspominając wszystkie okropności, jaką miałam czelność nazywać Legolasa potworem? Sama nie byłam lepsza.  Zabiłam. I to dwa razy. Stella się nie liczyła, to była jego strzała.
Ale ją zepchnęłaś I nie żyje, tak jak on.
NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE.
Byłam hipokrytką, która myślała, że jest niewinnym koteczkiem bawiącym się papierową kulką.
Sama miałam kiedyś kota.  Nazywałam go Wieczorek, ponieważ zwykł wychodzić na polowania ,  gdy słońce kończyło swą wędrówkę. Był małym, sprytnym kocurem o dymnym ubarwieniu. Mieszkał u mnie w pokoju trzy miesiące. Potem uciekł zostawiając mnie pogrążoną  w smutkach.
Pociągnęłam zakatarzonym nosem w ciemności.
Znalazłam tą norę niedaleko rzeki. Może nie była zbyt duża, lecz ważne było to , że się zmieściłam.  Plecak trzymałam na kolanach, a nogi miałam trochę podkurczone.  Z tej kryjówki nikt nie mógł mnie zobaczyć.
Gdy tu dotarłam miałam jeden cel. Pójść spać. Jednak sen nie nadchodził zbyt szybko. A tu jakieś zwierze postanowiło  pospacerować nade mną. Albo jakiś piskliwy szczur myknął mi obok nogi. A do świtu było coraz bliżej.
Pierwszy baran, drugi baran, trzeci baran, czwarty baran, piąty baran, szósty baran, siódmy baran…
Westchnęłam ciężko, przesuwając się bliżej ściany ziemi. Kilka zwisających korzeni zahaczyło o moją głowę.
Przypomniały mi się Siedemdziesiąte Czwarte Igrzyska. Zmagania Katniss i Peety oglądało całe Panem. Kochankowie nawzajem pocieszali się i pomagali sobie w trudnych chwilach. Czemu ja nie miałam takiego sojusznika? Może dlatego, że byś go zabiła w najbliższym czasie?  Jednak Igrzyska się skończyły, a  komediancka farsa  zniknęła. Katniss wygrała, pogrążona w żałobie. Podobno długo ją namawiali , aby została Kosogłosem. Gdy kolejna edycja gry upływała spokojnie, Dystrykty razem z Everdeen na czele, postanowiły zaatakować. Pamiętam, jak schowałyśmy się całą rodziną . Piwnica była mokra i cuchnąca. Do dzisiejszego dnia przypomina mi się fetor koszmaru.
Jednak nawet Katniss się nie udało.  Została zawleczona do Kapitolu, gdzie ją zabili. Zamordowali połowę dystryktu. Jej krewnych, przyjaciół…
Sen okazał się gorszy niż rzeczywistość. Wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia odtwarzały się w kółko, jak zacięta kaseta.  Grzejąca lawa, Ósemka, tunele,  jagody i kruk, trwający w nieskończoność deszcz,  śmierć chłopca z Czwórki, prezent od Valerii, ucieczka na klif, zabicie Kevina  i Stelli, Legolas…
Wciągnęłam ze świstem powietrze.
Stella żyje.
~~~
Jak mogłam pominąć tak wielki błąd? Przecież rozlał się, jak atrament, na kartce, był wielki, czarny. A ja głupia byłam ślepa.
Nie usłyszałam huku, poduszkowca, jej twarzy na niebie. A ile ważnych rzeczy potrafimy ominąć spokojnym krokiem?
Nie wiedziałam jak  bezczynnie spać.  Przecież ona mogła się kryć w krzakach nieopodal strumyka.
Wygramoliłam się z nory przysłaniając oczy. Słońce , które dopiero wzniosło się ponad krajobrazem drzew, przewidywało dzisiejszą suszę. Spowita zielenią dżungla była pełna zwierząt i tętna życia. Oraz śmierci. Nie zapominaj o śmierci.
Spojrzałam w kierunku nory. Jej ciepłe , lecz wilgotne brzegi zapraszały , bym odpoczęła sobie jeszcze kilka godzin. Mogłabym patrzeć na niebo pełne gwiazd, na którym raz na wieczór pojawiało się godło Panem.  Nie musiałabym nic robić, sami by się pozabijali. Dopóki organizatorzy by mnie nie wygonili, lub jakiś trybut by nie wpadł z wizytą. Jeżeli się cofnę, zginę.
 Odwróciłam się tyłem do legowiska ruszając brzegiem strumyka. Płynął na południe. A przynajmniej tak mi się zdawało.
Godziny mijały ociężałe, a słońce prażyło niemiłosiernie.  Woda skręcała to w tę, to w tamtą. Wolałam nie wiedzieć, ile godzin mogłam przejść , aby dojść do niczego. Lecz tam gdzieś hen daleko, coś musiało być. Na pewno.
Wybijałam rytm o udo, jakiejś melodii, która złapałam w Kapitolu. Lub gdzieś indziej. Nie pamiętałam, lecz na pewno była wciągająca.
Jeden krok, drugi krok i trzeci. Patrz, jak łatwo. I dalej: czwarty krok, a po nim piąty.
Pośród drzew jak na arenę, było spokojni. Kiedy wiał lekki wiatr, drzewa , krzaki i trawy wiły się we wszystkie kierunki świata. Jak w tańcu. Błoto , które po pewnym czasie lekko stwardniało, plaskało między moimi butami, rozpryskując wszędzie wodę i ziemię. Wokoło brzęczały owady, które przeganiałam rękoma.  Czasem słyszałam śpiew ptaków, które tak jak ja były zmęczona. Jakaś wielobarwna papuga przeleciała nad mą głową.
Nagle w brzuchu rozległo się donośne burczenie.
Nic nie jadłam, prócz kanapki i krakersów, które skonsumowałam wczoraj. To naprawdę wydarzyło się wczoraj? Zdawało mi się, że od tamtego dnia i wieczoru minęło tysiąc lat. Przystanęłam i podparłam plecak na kolanie. Wyjęłam z niego szarawy bidon wypełniony wodą i paczkę krakersów, którą musiałam w końcu dokończyć.
Jednak jedzenie przybyło, tak jak zniknęło. Wodę ponownie napełniłam, kucając przy strumyczku. Musnęłam dłonią płytkie dno. Palce zahaczyły o muł i szare kamienie. Wolałam zimną i czystszą wodę, lecz co innego mogłam wypić? Zakręciłam bidon i włożyłam go do plecaka.
Wieczór niemal mnie zaskoczył. Złociste chmury namalowane na różowawym niebie, błądziły wzdłuż areny. Tak samo jak ja. Tylko , że ja nie mam złocistych włosów.
Roześmiałam się na tą myśl.
Wdrapałam się na najbliższe drzewo i zasnęłam bez kolacji.  Nie obejrzałam podsumowania dzisiejszego dnia, gdyż i tak wiedziałam kto zginął.
Gdy nastał okres przed rankiem, zbudziłam się ze straszliwego i skrapianego krwią snu.  Błyszczące gwiazdy ubrały sklepienie niebieskie. Wyglądała jak choinka. Lecz i tak wiedziałam , że to wszystko jest fałszywe. Nawet dzień, czy noc.
Przenikliwy huk obudził połowę areny. Kurczowo złapałam cep, w obawie o życie.
‘’…Starzy ludzie nazywają ją ‘’godziną wilka’’. Jest to godzina, w której najwięcej ludzi i najwięcej się ich rodzi. W tym czasie nachodzą nas koszmary. A kiedy się budzimy, ogarnia nas trwoga.’’ * 
Przymknęłam lekko oczy, próbując wypocząć.  Myślałam o domu, o siostrze i bracie, rodzicach. Czy mnie teraz oglądają? Czy martwią się o mnie? Czy płakali, gdy Kevin lub Legolas próbowali mnie zabić? Czy z zapartym tchem  przyglądali się mojej przygodzie przy gruzach? Matka prawdopodobnie płakała, gdy sojusz ścigał mnie do klifu. Myślała, że straci córkę. A jednak przeżyłam, zobacz. Będziesz ze mnie dumna, gdy wrócę do domu, prawda?
Otarłam ręką o wysuszoną korę. Miała grudki i lekkie wybrzuszenia. Westchnęłam ze zmęczenia i ponownie zapadłam w  niespokojny sen, przeplatający się z jawą.
Gdy słońce wzbiło się ponad zieleń ziewnęłam.  Obolała zeszłam powoli z drzewa i napiłam się wody ze strumyka. Ciche ćwierkanie ptaków, sprawiło, że poczułam się samotna i smutna. Mogę zginąć. A  wtedy już nie zobaczę rodzinnego dystryktu.
Poświęciłam krótką chwilę , aby zorientować się co się dzieje. Usłyszałam świst wiatru i tupot ciężkich butów. Skryłam się za pierwszym lepszym drzewem, przyciskając się do drewna.
Dyszący chłopak biegł jak najszybciej mógł. Miał zraniony policzek, z którego spływała krew. Jego blond włosy były brudne i miały w sobie kurz.
Struve.
Chciałam krzyknąć, że jestem tutaj. Lecz powstrzymałam się w ostatniej chwili.

Bo tam biegł Struve. A za nim dzikie koty.
*Hour of the Wolf – Bergman
~~~
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaką miałam długą przerwę w pisaniu. To mi się nie chciało laptopa włączyć, to poprawiałam matmę, to co innego, to coś jeszcze innego. Oczywisty jest brak czasu. No i moje lenistwo.
Dzisiaj nie poszłam na trening i zebrałam całą swoją siłę i zamiast napisać rozdział na Trzeciego bloga , zmusiłam się by stworzyć to coś. To , że miałam tak wiele pomysłów na owego kolejnego bloga, zmotywowało mnie jeszcze bardziej. Skoro dzisiaj miałam taki napływ weny to w końcu ukończyłam ten niekończący się rozdział :P
Jestem na dodatek załamana, bo skończyłam Taniec ze smokami. Epilog , tak powiem, wnerwiający. Skończył się na czymś ciekawym, już myślę, że jeszcze jeden rozdział. Przerzucam kartkę, a tu: Dodatek Westeros. ;-;
Tak więc<ekehem>Georgu R. R. Martinie. Pisz szybciej ,bo nie wytrwam. Nacieszę się czwartym sezonem serialu, a co mi tam. Śmieszna sprawa. Jako jedyna z całej rodzinyprzeczytałam ,jak na razie, wszystkie części. Mogę spojerować do woli! *breackdance*
 W innym przypadku brat mnie zbije. Już tak iedyś zrobił , kiedy mu skłamałam co się wydarzy. Oczywiście nie była to prawda. Auć.        
Jak tam było ludziska na WPO? U mnie  fenomenalnie, lecz już nie chce mi się opisywać co mi się nie podobało lub podobało, gdyż pewnie was już zanudzam i jeszcze tyle razy pisałam to w komentarzach na fejsie , że jestem zmęczona.
Mam tylko dla was jeszcze jedną sprawę! ^-^
Paczajcie co znalazłam na odłamach internetu! XD
A więc:
Pozdrawiam
Slendy
PS: Czytasz? Komentuj! To bardzo dla mnie znaczy, gdy widzę komentarze! c:

3 komentarze:

  1. Dobra, chciałam wypisać najlepsze fragmenty z tego rozdziału, ale nie mogę, bo byłoby ich za dużo. A czemu? Bo ten rozdział jest fantastyczny! :D Jeden z najlepszych, jak nie naj (przynajmniej według mnie)
    PS. Ale, błagam, usuń weryfikację c:
    Niby nic się nie dzieje, ale takie rozdziały bardzo często bywają najlepsze. I tak jest tutaj. Dużo rozmyślań, wspomnień, myśli, myśli, myśli... po prostu świetne :D
    Naprawdę, moja droga, ten rozdział jest genialny, bardzo przypadł mi do gustu i masz moje gratulacje
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i liczę, że kolejny rozdział nie będzie gorszy od tego c;
    Weny! ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "ps" miało być na końcu, ale dodałam, gdy edytowałam komentarz i nie zwróciłam uwagi gdzie to dopisuję xD

      Usuń
  2. Zgadzam się z powyższym komentarzem- ten rozdział jest najlepszy. Jedyne do czego się przyczepię to to, że przy niektórych słowach brakuje ostatniej litery. A tak ogólnie to jest bardzo fajnie, czyta się lekko i przyjemnie. Zastanawia mnie, co czeka Shireen. Wróci do dystryktu czy "zostanie" na arenie? ;)
    Ja byłam na WPO w piąte. ^^ Istne cudo, nadal żyję tym filmem! *-*

    Pozdrawiam i życzę dużo weny. Zapraszam do czytania i komentowania- roseeverdeenhungergames.blog.pl

    OdpowiedzUsuń