niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 12


-Zatrzymajmy się tutaj.- poprosiłam , ze znużeniem. Już kilka godzin błądziliśmy po parnej dżungli. Nie mogliśmy nigdzie znaleźć , ani dziewczyn, ani innych trybutów, Jakby schowali się, bojąc jakichkolwiek  odgłosów puszczy. Legolas raz za razem odwracał się, niespokojny. Zaczęłam się denerwować. Może specjalnie chodzimy w kółko, ponieważ chce , żeby jego sojusznicy mnie zgarnęli?
Promyk zaufania gasł z każdą chwilą.
Legolas spojrzał na niebo, mrużąc oczy. Robiło się ciemno,
-Jak chcesz, możemy przenocować na drzewie.
Złapałam się wilgotnej kory, odpychając się odnóżami, Po chwili byłam już na górze.
-Wchodzisz?- zawołałam. Chłopak stał na dole i rozglądał się.
-Ta… Poczekaj.- i wkroczył w krzaki.
Westchnęłam i rozsiadłam się na pniu.
Spojrzałam na czyste niebo. Błyszczący księżyc być w całej swojej kwadrze. Pode mną , cykady śpiewające swoje pieśni. Jednak gdzieś w oddali słychać było łkanie, które przebijało się przez dźwięki natury.
Legolas wdrapał się na drzewo.
-I co tam znalazłeś?- zapytałam wyjmując krakersa z plecaka.
-Myślałem, że ktoś nas śledzi.- mruknął i przysiadł , częstując się.
 -A jest takie ryzyko? Przecież nikogo nie spotkaliśmy przez całą drogę.
-Myśl. Mogą specjalnie się chować i podczas chwili nieuwagi będzie po tobie.
Hymn Panem rozgrzmiał na całą arenę. Ptaki wyleciały ze swoich gniazd, lekko pokrakując.
Na niebie pokazano obraz pierwszego poległego trybuta. To… Jane Rowling.
Spojrzałam na Legolasa. Uśmiechnął się sam do siebie, z oczami wpatrzonymi  w niebo.
Twarze chłopaka z Czwórki, Kevina i pary z Dystryktu Siódmego pojawiły się i znikały. Tak jak oni. Urodzili się, aby umrzeć. Następnie chłopcy z  Ósemki, Dziewiątki i Dziesiątki.  Zdjęcie dziewczyny Dystryktu Jedenastego i pary górniczego dystryktu ujawniły się na końcu.
Całe przedstawienie zniknęło.
Przeraziło mnie to, że przeszłam przez to obojętnie. Nie użalałam się, nie płakałam ani nie cieszyłam się. Nawet tych ludzi nie znałam. Kilka minut gadania czy treningu nie zrobiło z nas przyjaciół. Nie mogłam wylewać łez dla nieznajomych. Musiałam być twarda i wygrać tą grę. Grę o życie.
-Kogo zabiłaś?- wyrwał mnie z rozmyśleń chłopak, przełykając krakersa.
Odebrałam mu z rąk torebkę z przysmakami i włożyłam do plecaka.
-Zabiłeś ją.
-Hmy?
-Zabiłeś ją… Jane.-  oznajmiłam z przerażeniem. Igrałam z ogniem.
Legolas zaśmiał się i strzyknął kostkami u rąk.
-Ją? Sama się o to prosiła.
-Jak można zabić kogoś ze swojego Dystryktu?- jęknęłam i zaczęłam się pakować.
-Nie każdy jest przyjacielem, Shireen.- wycedził Legolas. – Zrozum to. Może u ciebie wszyscy są ze sobą zżyci. Skąd wiesz, że ją znałem?  Kto wie? Mogłem mieć niewyrównane sprawy z tą całą Jane. Arena to idealnie miejsce do rozwiązywania takich konfliktów.
-Kogo jeszcze zabiłeś?
-Chcesz wiedzieć?- mruknął zachłannie.- Wyrżnąłem połowę z nich. Wszyscy upadali, gdy ja cieszyłem się z ich śmierci. Para z Siódemki, Dziesiątka, Jedenastka, Kevin, męska Dwunastka.  Ja chcę przeżyć te Igrzyska! Chcę żyć.
-Jesteś potworem.- wyszeptałam.- Nawet nie jesteś zawodowcem. Jak to możliwe?
-Skąd wiesz, że nim nie jestem?- uśmiechnął się.-Ech, no cóż. Myślałem , że dłużej ze sobą pobędziemy. Kolejny martwy trybut do mojej listy.
Złapał mnie swoimi wielkimi łapskami i zaczął spychać z konaru.  Pięści same poleciały. Z jego złamanego nosa poleciał strumień krwi.
Jednak jeden mały błąd zaważył nad całym moim życiem.
Mokra kora nie zdawała się utrzymać mojego ciężaru. Zachwiałam się i…
Właśnie: i?
Moje myśli powędrowały do najciemniejszych zakamarków i tuneli. Wspomnienia, smutki i radosne chwile. Spadanie zdawało się trwać w nieskończoność. Następnie ostry ból w plecach i łapanie oddechu.
Każda część mego ciała skupiła się na kostce i kręgosłupie. Bez krzyku się nie obyło.
Syknęłam ciężko i zamknęłam załzawione oczy.
Czy śmierć aż tak boli? Dlaczego Legolas mnie już nie wykończy? Błagam, niech ten koszmar się skończy…
Odetchnęłam i ścisnęłam dłoń w ziemie.
-Spokojnie.- dyszałam
Jęknęłam i usiadłam. Musiałam zebrać całą swoją siłę, aby wykonać najprostszą czynność w życiu człowieka.
Rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać Trójki. Drzewo było puste. Uciekł.
Wstałam, lekko kulejąc. Czy Legolas zostawił mnie, utrzymując w ciągłym strachu? Może za chwilę wyskoczy z skądś i mnie zabije?
O tak. Błagam, zabijcie mnie.
Kołysząc się zaczęłam szukać broni. Cep wypadł  podczas ‘’latania’’.
-Shir…en.- zamarłam. Zachrypnięty głos wydobył się zza krzaków.
-Kto tam?!- wrzasnęłam, zgarniając patyk z ziemi.
-Pro…szę..
Podeszłam do badyli. Zza kilku gałązek wystawała noga. Odgarnęłam drewno.
-Matko.
Legolas leżał pośrodku łysego krzaku. Różnej grubości patyki, konary i pale niewiadome skąd, wbijały się w jego podrażnioną i zakrwawioną skórę. Wnętrzności i krew wypływała, robiąc wielką , żywą kałużę.
Zakryłam dłoń ręką, powstrzymując wymioty.
Co ja zrobiłam?
Zabiłam, zabiłam , zabiłam.- słowa, jak echo rozprzestrzeniły się po mojej  głowie.
-Pr…oszę.- poruszył kaleko dłońmi, płacząc.- To… oni. Zr…obi…li to. Bł…a…gam.- odkaszlnął.- Pom… pomóż mi.
Pomóż mu! Nie pozwól mu cierpieć. Nikt nie ma prawa tak umrzeć. Pomóż mu…
Oddaliłam się i w biegu zgarnęłam cep, plecak i ekwipunek Legolasa, razem z bronią.
Proszę, proszę, proszę…
Nie. Niech pocierpi, tak jak ci których zabił.  Mam nadzieje, że udusi się tą sprawiedliwością.
Oświetlona światłem księżyca droga zdawała się nie mieć końca. Odnalazłam polane i czystą wodę, którą jak najszybciej napełniłam bidon. Gdy rzeczna  ciecz ponownie wyruszyła swoją wędrówkę,  przenikliwy huk wypełnił uszy wszystkich żyjących trybutów. Legolas zakończył swoje męki.
Nawet nie zasługiwał na tak szybką śmierć.
Pozostawała teraz decyzja. Nie wiedziałam czy mam wyruszyć na poszukiwania dziewczyn, czy działać na własną rękę. Przecież nikomu nie mogłam ufać, lecz musiałam też mieć jakąś pomocną dłoń. Sojusz w każdej chwili można przerwać, ale jak? Zabijając? Uciekając?
Przecież nie zamorduje. Obiecałam rodzinie i sobie. Wtedy. Dokładnie dwa lata temu.
~~~
Cały dystrykt Szósty oblał deszcz. Woda dudniła w zardzewiałe dachy, a błoto chlapało. Wszystkie rodziny z zapartym tchem oglądały tegoroczne igrzyska.
W jednym z rzędów mało urodzajnych domów mieszkała piątka osób. Matka, ojciec i trójka dzieci. Tak jak każdy, oglądali zmagania Katniss i Peety na arenie.
Rozsiedli się w tak zwanym salonie , opatulając się kocami i poduszkami.
Bębniący deszcz zagłuszał stary telewizor.
-Mamo?- zapytała najmłodsza córka. Dwuletnia Annabeth siedziała obok rodziców na kanapie.- Czy ja też będę musiała to przechodzić?
Matka przytuliła  ją i pocałowała w czółko.- Nie, kochanie.
Na ekranie, przerażona Katniss znalazła martwego Peetę w krzakach z jagodami. Zapłakana , przyciągnęła go do siebie i szeptała błagalne słowa.
Nie spodziewała się takiego zakończenia.
Shireen,  ruda trzynastolatka, siedziała na podłodze i przyciągnęła kolana do brody. Rozmyślała, dlaczego skazano ich na taki los. Przecież niewinni ludzie co roku się bali się losowań na dożynek. Jeden ruch i po nich.  Dziewczyna miała nadzieje, że nigdy nie będzie na miejscu Peety, czy innych trybutów. Sama w tym roku widziała wybory.  Librae Erwin przeczytała białą ,jak jej zęby kartkę , a następnie biedna, drżąca ze strachu dziewczynka stała na scenie, łkając. Tak samo było z chłopcem. Shireen nie chciała wiedzieć , jak to jest umierać.
Katniss ruszyła dalej, zostawiając Peetę poduszkowcom.
Najstarszy z rodzeństwa, osiemnastoletni Oliever,  był szczęściarzem. Podczas bycia tchórzliwym czternastolatkiem, ktoś zgłosił się za jego miejsce, gdy go wylosowano. Sam nie mógł uwierzyć. Usłyszał swoje nazwisko. Błędnym wzrokiem oblekł tłumy ludzi. Wszyscy oddalali się od niego, pokazując , gdzie stoi. Oliever z przerażeniem chciał ruszyć nogą, wtem jakiś starszy chłopak wyskoczył i zgłosił się na ochotnika. Wtedy brat Shireen po raz pierwszy odetchnął z ulgą. Lecz jego ‘’ratownik’’ nie przetrwał rzezi. Po raz pierwszy Oliever zrozumiał. Musiał zacząć ćwiczyć , gdyż w każdej chwili mogli go ponownie wylosować.
-Idziemy spać?- ziewnęła matka, trzymając słodko śpiącą  Annabeth w ramionach.- Mam dość już tego przedstawienia.
-Mhym.- westchnął ojciec wstając i przeciągając się. Wyłączyli telewizor i rozdzielili się do swoich pokoi.  Rodzeństwo spało w jednym pokoju. Rozścielili  łóżka i wpadli w objęcia Morfeusza.
Jednak, gdy po domu rozległ się cichy trzask otwieranych drzwi nikt się nie obudził z głębokiego snu. Prócz Shireen.
Dziewczyna wstała i nie wiedziała, czy wywlekać  kogokolwiek z pokoju, gdyż słyszała różne , niespokojne dźwięki 
Postanowiła wyjrzeć przez drzwi. Myślała, że jakiś zmarznięty kot wszedł, by wyschnąć i przespać burzliwą noc.
Otworzyła cicho drzwi, żeby nie obudzić rodzeństwa. Naprzeciw ujrzała zamknięte wejście do sypialni rodziców. Potem tylko ciemność.
Westchnęła z ulgą i już miała wracać spać.
Usłyszała szmery dobiegające z salonu.
Przymknęła za sobą drzwi i na palcach przeszła mały korytarz.  Zatrzymała się przy łuku do salonu i spojrzała na przerażający widok. Jej ojciec leżał bezsilnie za podłodze, przyciśnięty przez nieznajomego, który trzymał nóż przy jego szyi.
Oddychająca  ciężko dziewczyna  nie miała pojęcia co robić. Napastnik jej nie widział, gdyż stał tyłem do niej. Szeptał coś do jej ojca.
Wtedy zauważyła stary pistolet jej rodziny, który prawdopodobnie został wyszarpnięty z rąk jej ojca. Leżał na zimnej, drewnianej podłodze. Umiała się nim obsługiwać.
-Jak to jest być tak blisko rodziny, a śmierci?- spytał cicho mężczyzna.- Opowiedz mi, Waren.
Dziewczyna powoli podeszła do broni. Sięgnęła po nią.
Skrzypienie desek odwróciło do niej napastnika. 
-Strzelaj Shireen!- wrzasnął jej ojciec, cały oblany potem.  Napędzana strachem i rychłą utratą bliskiego  nacisnęła spust. Mężczyzna upadł.
-Już dobrze, Shir.- ojciec  wstał i objął płaczącą córkę.- Już dobrze.

Cała rodzina zbiegła się do salonu. Po długiej  naradzie, postanowili zakopać ciało głęboko na polanie, blisko odgrodzenia Dystryktu. Tam również spalono krzak.
~~~ 
Miałam dodać ten rozdział w Heloim po zbieraniu słodyczy, lecz... sama nie wiem czemu nie skończyłam tego rozdziału w tamten dzień. Na początku napisałam kompletnie inną wersje zaczynającą się od spadania Shireen, potem musiałam przeczytać to na świeżo. Wczoraj postanowiłam skończyć i poprawić kilka błędów. I nagle mnie olśniło. Napiszę mroczną przeszłość Shir! I kolejny wieczór/ cały dzień w pracy ;-;
Przepraszam, prawie  cały miesiąc czekaliście na rozdział...
A ja jeszcze pisze rozdział na innego bloga, uczę się , kończę Taniec ze smokami... trochę pracy jest.
Chciałam wam życzyć wesołego Heloim ,dużo cukierków i inne dupelelelelelelelele, lecz się trochę spóźniłam. Więc życzę wam miłego końca weekendu! xD
Pozdrawiam
Slendy

PS: Forest Gump to najlepszy film jaki widziałam. *.*

1 komentarz:

  1. Jest trochę błędów, gdy piszesz dialogi nie stawiaj kropki przed myślnikiem, gdy jest np.: "blablablabla - mówi", bo to odnosi się do wypowiedzianego zdania (nie umiem tłumaczyć, ale mam nadzieję, że rozum wiesz mniej-więcej o co mi chodzi :p )
    "-Nie każdy jest przyjacielem, Shireen.- wycedził Legolas. – Zrozum to." np tu, po Shireen nie powinno być kropki, ale dalej jest już dobrze

    Dobra, wracam do rozdziału. Czytałam go, gdy wstawiłaś, ale nie mam pojęcia czemu nie skomentowałam, choć ciągle wydaje mi się, że to zrobiłam :p
    Ja bym mu nie ufała i bardzo dobrze! Nie lubię sojuszów. Tzn, niektóre tak, ale za większością raczej nie przepadam.
    Rozdział mi się podoba, duuużo się dzieję, końcówka jest mega interesująca i przypadła mi do gustu ^_^ chociaż nie bardzo ogarniam o co chodzi xD
    Forrest Gump jest świetny ^_^
    Pozdrawiam i życzę dużo weny c:

    PS. Wyłącz, jak możesz, weryfikacje obrazkową :>

    OdpowiedzUsuń