Pokój , w którym się znalazłam, nie był zbyt dobrze
urządzony. Jasne panele, stare , szare
ściany i jedno okno. Dwa łóżka,
przykryte kołdrami kupionymi na targu. Spróchniała szafa stała naprzeciw łóżek,
przy drzwiach. Kilka rupieci pod łóżkiem obok okna. W pokoju znajdował się również
mały stoliczek z krzesłem i skrzynia z zabawkami.
Ubrana w czarną suknie, podeszłam do małej dziewczynki,
bawiącej się miśkiem. Chciałam nią potrząsnąć i spytać się, czemu jest smutna.
Lecz moja ręka rozpłynęła się jak mgła, gdy dotknęłam jej ramienia.
W tym samym czasie, drzwi otworzyły się i wszedł przez nie
młody chłopak. Usiadł na podłodze obok dziewczynki i zaczął ruszać ustami.
Nie słyszę ich.
Dlaczego?
Chciałam wrzeszczeć, zapytać się co tu robię. Opadłam na
kolana i zakryłam twarz w dłoniach. Umarłam.
Nigdy się nie dowiem w czyim domu jestem.
Płacz dziecka. Podniosłam się, spoglądając wokoło. Nie było
tu dziewczynki, ani chłopaka. Nie było mebli. Nie było pokoju. Tylko ciemność. Chciałam krzyczeć, szukać tej dziewczynki. Z
mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, a w ciemności nic nie widziałam.
Usłyszałam tylko, jak suknia zamiotła podłogę. A przynajmniej tak mi się
zdawało. Ponieważ przez ciemność nie można nic zobaczyć ani poczuć. Tylko ból.
~~~
Ciemność, ciemność. Skończy
się kiedyś? A ból? W uszach zaczęło
mi dudnić.
-Otwórz powieki – wyszeptał głos. Czy to dziecko? A może ta
dziewczynka? Na myśl wpadł mi jeszcze ten chłopak, ponieważ nie mogłam
rozróżnić płci.
No dalej, posłuchaj. Wtem trzepot motylich skrzydeł ogarnął moje
uszy. Nie widziałam ich, a tak bardzo chciałam.
Otwórz oczy, to je zobaczysz.
Zrobiłam to z wielkim trudem. Po chwili , pożałowałam. Niczego nie było, tylko koniec. No i może
czarny aksamit z białymi, błyszczącymi kropkami.
Wzrokiem oblepiłam całą przestrzeń. Jedyne co wiedziałam,
to, że jest ciemno i , że znajduje się w mało wygodnej pozycji. Gdy poruszyłam
małym palcem u lewej nogi, ogarnęła mnie fala bólu. Ostrego, przenikającego.
Lecz, gdy wykonałam ruch palcem wskazującym lewej ręki, poczułam pieczenie.
Syknęłam.
Powoli panikowałam. Kim
jestem? Co ja tu robię? Gdzie jestem? Oczy zaszły mi łzami, gdy zmusiłam
się do siadu. Zbyt szybko podciągnęłam plecy.
Wokoło mnie, tak jak w tym dziwnym śnie, znajdowała się
ciemność. Ale gdy spojrzałam w górę, spostrzegłam lśniące , czarne niebo. Byłam
w dole.
Siedziałam na jakiś roślinach. Strasznie piekły mnie we
wszystkie części ciała. Dopiero po tym, jak zaczęłam się drapać po nogach,
przestraszyłam się. Byłam sama w dole pełnym trującego bluszczu w nocy.
Wstałam. W efekcie tego, przeszył mnie ból kostki.
Chciałam usiąść, poddać się. Ale musiałam się dowiedzieć,
gdzie jestem. Wyszłam z dołu. Wokoło mnie znajdowały się
drzewa i krzaki. Gdy wyjrzałam zza dorodnego krzewu, zauważyłam jezioro i małą
plażę przy nim. Można było dojrzeć ślady butów na piasku. Doczłapałam się do
jeziora i przemyłam nogi. Gdzie ja
jestem?
Nagły huk obudził ptaki wokoło mnie. Westchnęłam z
przerażenia. Wróciłam. Nadal byłam na arenie.
Przysiadłam w wodzie, łapiąc się za głowę. Wszystko sobie
przypomniałam. Cały pobyt tutaj rozmazywał się przed moimi oczami.
Jednak skoro byłam w sojuszu ze Struvem, moim współtrybutem,
to gdzie on jest? Rozejrzałam się. Nigdzie nie było naszych rzeczy. Ten
skurwysyn zabrał mi wszystko.
Rozpłakałam się jak dziecko. Jak tamto dziecko w tym dziwnym
śnie. Podniosłam się i cała cieknąca z wody, usiadłam na kamieniu. Już na nim siedziałam. Wtedy. Pytał się, czy
zjem jabłko.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zostałam sama. Bez
niczego. Nie miałam broni, jedzenia, sojusznika…
Na arenie zaczął grać hymn Panem. Na niebie pojawiło się
niebieskie godło, a następnie dwie twarze. Ness. Ness Perez z Dystryktu
Pierwszego. Ta sama Ness, co chciała mnie spalić na rzezi przy Rogu. Drugie
zdjęcie przedstawia Emily z Dziewiątki- dziewczynę, z którą zawarłam sojusz. Po
zamieszaniu przy pierwszych godzinach Igrzysk, nie mogłam jej odnaleźć. Tak
samo Alex. Ale czy mogłam zaufać ponownie w sprawie sojuszu? Mój pierwszy
sojusznik, był psychopatycznym mordercą , który miał zamiar mnie zepchnąć z
drzewa. Drugi, natomiast… okradł mnie. Ale zapłaci mi za to. Za ten sojusz, za tą
fałszywą dobroczynność i za moje rzeczy.
Bo w końcu gra się
fair, prawda?
~~~
Siedząc przy kamieniu, przegryzając wargę ,aż do krwi,
wyczekiwałam słońca. Postanowiłam, że nie usnę, gdyż wyspałam się podczas
pobytu w dole. Zacisnęłam brzuch rękoma.
Byłam głodna.
Nie wiedziałam co robić. Czekać na ranek i co? Co miałam robić,
gdy słońce wzejdzie ponad horyzont? Muszę
coś wymyśleć, inaczej zostanę tu na zawsze. Westchnęłam, przyciskając kolana do siebie. Umrę. Nic już nie zdziałam. Nie ma dla mnie
żadnej pomocy. Pewnie Struve teraz opycha się żarciem, śmiejąc się. Kiszki kontynuowały swoje granie, gdy moje
myśli zaczęły się bardziej wysilać. Pamiętasz
tą pyszną zupę warzywną w Kapitolu? I krewetki? A te owoce w sałatkach?
Tęskniłam. Za rodziną. Dystryktem. Domem. Jedzeniem. A
szczególnie za domowym jedzeniem z rodziną w Dystrykcie. Może i nie było tak wyszukane jak w Kapitolu.
Ważne, że istniała możliwość takiego posiłku z bliskimi.
Na wspomnienia, oczy zaszły mi łzami. Może
mnie teraz oglądają? Płaczą? Nie mogą znieść myśli, że głoduję? Tak bardzo
przepraszam, chcę, żeby to się już skończyło. Chcę, byście przestali cierpieć…
-Jaka ja byłam głupia!- szlochałam na cały głos, chowając
twarz w dłoniach.- Nie mam teraz co
jeść, pewnie umrę, a moja rodzina więcej mnie nie zobaczy… Och, dlaczego?
Dlaczego nie mogę niczego zjeść, choć mój żołądek jest pusty? Dlaczego dajecie
mi tyle cierpienia? Och, biedna ja. Przynajmniej Struve nie będzie głodował.
Uśmiechnęłam się w duchu, gdy ujrzałam paczkę zlatującą ,
jak listek na wietrze, na spadochroniku. Wstałam jak najszybciej , łapiąc
prezent od sponsorów w locie. – Och, dziękuje!- jęknęłam ze szczęścia, opadając
na kolana.- Dziękuje, tak bardzo…
Jak było widać, mój szybko wykombinowany plan sprawił się.
Udawałam nędzną, głodną nastolatkę pełną trosk, aby dostać jedzenie. Mieszkańcy
Kapitolu byli bardzo naiwni. Albo głupi, jednak ja nie widziałam różnicy.
Otwarłam paczkę, z której wyciągnęłam małą puszkę z wodą
mineralną , naleśnika i dwie pomarańcze.
Sok owocu trysnął mi na ręce, gdy paznokciem przecięłam jego
pomarańczową skórę. Wyskubałam najsmaczniejszą część, a resztę wycisnęłam na
naleśnika. Po chwili on też zniknął. Gdy Helios rozpoczął swą wędrówkę po
sklepieniu niebieskim, a jego ogniste , przypięte do jasnego rydwanu konie
sunęły wzdłuż kuli ziemskiej, ponownie zaczęłam
swoją podroż. Skierowałam się na północ
od jeziora, w przeciwną stronę od strumyka. Jak
już raz mnie zdradził, to może jeszcze raz.
Puszkę włożyłam do dość obszernej kieszeni, a drugą
pomarańczę zostawiłam na później, przypinając ją do paska. Żółtawe promienie atakowały moją twarz.
Przysłoniłam ręką oczy, rozglądając się.
Zrobiło się duszno i parno w kilka minut. Sztuczki organizatorów. Mają nadzieje, że wypiję wodę. Zgarnęłam kosmyk z czoła i idąc dalej,
obiecywałam sobie, że nie zrobię im tej przyjemności
Jednak po paru godzinach, moje pragnienia przejęły władzę
nad ciałem. Szybkim ruchem wyciągnęłam puszkę i wypiłam całe picie. Zasapana
opadłam na ziemie, żałując swojej decyzji. Teraz
nie mam nic do picia. Mogłam iść za tym cholernym strumykiem! Podciągnęłam się z suchej ziemi i poszłam w
głąb umierającej puszczy.
Po karku ściekały mi kropelki potu. Włosy miałam
rozpuszczone, a nie miałam możliwości ich spięcia. Może bym je ścięła? Ale czym? W końcu postanowiłam, że jak nadarzy
się okazja, to zetnę kilka centymetrów. Nie obchodziło mnie to, czy będę ładna,
czy brzydka , gdy będę już w Kapitolu. W tamtej chwili przetrwanie było dla
mnie najważniejsze.
Gdy sama oglądałam zmagania trybutów, usłyszałam, że
mieszkańcy Kapitolu mogli sami przejść
przez arenę, po Igrzyskach. Czy będą
radośni, gdy dotkną zaschniętą krew na Rogu Obfitości? Czy będą szli tropem
mojego strumyka? Czy zesrają się ze szczęścia, gdy dotrą do jeziora, przy
którym przebywałam? A może wespną się na drzewo, z którego spadłam z Legolasem?
Pooglądają klif, przy którym prawie zginęłam? Otrzęsłam się z dreszczy na ciele i
podrapałam się po nogach. Pojawiła się na nich pokaźna wysypka, która
doskwierała mi niemiłosiernie.
Ptaki umilały moją podróż. Śpiewały różne dźwięki,
szeleściły skrzydłami. Raz jedną z papug o niebieskich i czerwonych skrzydłach,
musnęłam po dziobie. Skończyło się na krwi cieknącej z palca.
Przez myśli majaczyły mi różne myśli i obrazy. Znów byłam
sama w wielkiej puszczy. I to mi się
podobało. Lepiej się czułam bez
sojusznika, ponieważ wolałam działać na własną rękę, niż potem go zabić. Dorosłam. A przynajmniej takie określenie
pasuje. Jeszcze kilkanaście dni temu
bałam się własnego cienia. Nie mogłam usnąć wieczorem, kiedy wiedziałam, że
następnego dnia mają być dożynki. Byłam przerażona tym, że mnie wylosowali. Odciągnęli mnie od rodziny, za którą
tęsknie.
Nadal się boję, tym,
że zginę. Pierwszego dnia Igrzysk, nie miałam pojęcia co się dzieje i co
powinnam uczynić. Nie wyobrażałam sobie życia, bez sojusznika, na którym w
końcu się zawiodłam. Byłam głupia- i wczoraj i kilka dni temu. Zaufałam obcej
osobie. Powierzyłam jej własne życie. Czy ja naprawdę myślałam, że Struve jest
taki dobry?
Teraz nikomu nie
zaufam. Będę mordować z zimną krwią i kamienną twarzą. Będę zawodowcem i
wygram. Po to by wrócić do domu. Po to by przeżyć.
Powietrze robiło się co raz cięższe. Podparłam się o drzewo,
lekko dysząc. Błądziłam od kilku godzin, bez wody. Nagle bez zastanowienia zgięłam się w pół ,
zwracając śniadanie. Zszokowana upadłam na ziemię. Jest
źle. Bardzo źle. Gardło piekło mnie
od wymiocin. Przetarłam twarz, drżąc. Co
się ze mną dzieje? Zimny pot ściekał mi wzdłuż kręgosłupa.
Spróbowałam wstać, powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów.
Lecz po chwili usunęłam się na kolana, wyrzucając z siebie wnętrzności. Kaszlnęłam,
zamykając oczy. Dopiero teraz
zauważyłam, że ptaki przestały śpiewać. Otwarłam oczy, rozglądając się.
Zniknęły. W tym wszystkie zwierzęta, krzewy. Zostały tylko jakieś trawy i…
jedno, obszerne drzewo. Tak to wokoło mnie było pusto. Wzgórza ogołocono,
odsłaniając szpiczaste brzegi.
Strumyk i jezioro ledwo
dojrzałam. Błądziłam. Wcale nie zaszłam
tak daleko. Gdy spojrzałam za siebie, zauważyłam w oddali wulkan Rogu
Obfitości. Dymiący komin wywyższał się od pozostałych gór.
Skoro nie było żadnych kryjówek i wszystko było widoczne, to
oznaczało jedno- organizatorzy chcieli krwi.
~~~
Nie uważam tego rozdziału za dzieło sztuki. Nie podoba mi się. Ble.
Lecz chciałam go już dodać, bo męczył mnie od kilkunastu nocy. Ciągle przychodziły mi pomysły czy fajne zwroty, które musiałam wykorzystać. Ech. Nie dziwię się, że pisarze po ukończeniu książki potrzebują wakacji.
Ja tu już zaczynam pisać rozdział 16 i zauważyłam, że mamy 2,920 wyświetleń (strasznie wam dziękuje <3)! Tyle samo jest w moim pierwszym blogu .
Poprzedni rozdział miał 91 wyświetleń! To mój rekord :D Dziękuje.
Jak tam? Mieliście dzisiaj wigilię klasową? Dostałam książkę ,,Trzy metry nad niebem'' , którą już czytałam (pożyczona). A wy? ;)
~~~~
Jestem taka zmęczona, że nawet tekstu po rozdziale nie umiem napisać ;-;
Możecie narzekać.
Od dzisiaj.
Pozdrawiam
Slendy
Napisałam super długi komentarz, po czym niechcący zamknęłam kartę z tym rozdziałem -,- jestem po prostu genialna -,-
OdpowiedzUsuńCzemu chce potrząsać tą dziewczynką? I czemu, gdy myśli "Umarłam" to troszczy się tylko o to, gdzie się znalazła? Ja bym chyba martwiła się o coś innego w takiej sytuacji :p
Spadła, trochę ją kostka pobolała, ale wstała i poszła dalej
"Bo w końcu gra się fair, prawda?" nie. Nie gra się fair. Nie na arenie. Nie na igrzyskach.
"Postanowiłam, że nie usnę" niezłe postanowienie. Zwłaszcza, że chce siedzieć i czekać na słońce.
" Tak bardzo przepraszam, chcę, żeby to się już skończyło. Chcę, byście przestali cierpieć…" wybacz, ale wydaje mi się to jakieś głupie :p
Chyba zupełnie już zapomniała, że nie jest sama na arenie. Szlocha sobie i krzyczy w ogóle nie troszcząc się o to, że ktoś może ją usłyszeć, znaleźć wyczerpaną i zabić.
Od razu przesłali jej pożywienie, jak tylko skończyła swój rozpaczliwy monolog. Szczerze przyznam, że nie pamiętam jak się prezentowała, ale jakąś wątpię, by miała sponsorów w jednej chwili gotowych załatwić jej posiłek.
Niektóre fragmenty rozdziału podobają mi się, niektóre nie.
Chyba będzie coraz ciekawiej :D
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział
Weny! c:
wybacz za tak kulawy komentarz, ale nie jestem w stanie dzisiaj stworzyć chyba niczego bardziej sensownego :/
Usuń