niedziela, 15 września 2013

Rozdział 10

Z playlisty wybierz piosenkę ,,Robin Schulz -Lady Of The Sunshine ''.    
Rozdział 10

Po incydencie z martwą wroną, ruszyłam dalej.
Wędrowałam między drzewami, krzakami i dzikimi, niegroźnymi zwierzętami. Znalazłam słodką wodę, którą napełniłam metalowy bidon.
Gdy tak dalej szłam i szukałam swoich sojuszników, usłyszałam huk
To już dziewiąty w tym dniu.
Czemu tak dużo?! Przecież jesteśmy tylko dziećmi! Niektórzy z nas są tacy mali, że miecz jest za nich za ciężki. Dlaczego co roku, każda rodzina boi się, że któraś z ich ukochanych osób zostanie wylosowana? Kapitol wpaja nam ,że to tylko gra. Ale czy na pewno?
Co roku, w każdym dystrykcie, na dożynkach pokazują nam film. Niezniszczalni trybuci, mają nam tłumaczyć, że walczymy dla dumy dystryktu i naszych rodzin, oraz dla honoru.
Ale niektórzy z nas mają przecież gówno zamiast honoru. Jak uważam, zaliczam się do tego grona.
Nagle poczułam zimny powiew. Tak silny, że zdmuchnął liście z ziemi. Ciemnie cienie chmur osiadły się po kontach areny. Tak ciemne, że niektóre rzeczy, były po prostu niewidoczne.
-Świetnie.-mruknęłam, gdy poczułam na karku chłodną, mokrą łzę nieba.- Deszcz!
Naburmuszona usiadłam pod wielkim liściem i czekałam na koniec.
Jednak, nie nadszedł.
Co innego mam robić, niż siedzenie pod cienkim liściem?
Iść, ano właśnie.
~~~
Nakryta dużymi liśćmi, cała przemoczona i prawdopodobnie chora, dotarłam do stromych skał i gruzów. Znalazłam sobie małe miejsce, nasunięte kilkoma głazami. Było tam małe okno na widok. Dla pewności pozasypywałam kilka z nich kamieniami. Usiadłam na twardym podłożu i odetchnęłam.
Zjadłam krakersa, napiłam się wody i zrobiłam porządek w plecaku. Co z tego , że miałam małą ilość rzeczy. Czystość zawsze się liczyła w moim domu.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Nie! Proszę!- nagły krzyk odpędził moje bezpieczeństwo. Skuliłam się jak, najbardziej mogłam i czekałam , przyglądając się wszystkiemu przez szczelinę.-Zrobię wszystko!
-Nie jesteś już nam potrzebny.- znużony głos Kevina dobiegł do moich uszu. Usłyszałam lekką szarpaninę. Kilka kamieni zleciało z kamiennego pagórka.
Wtem usłyszałam głośne uderzenie. To błagający trybut spadł na ziemie, tuż pod moją kryjówkę
Pisnęłabym, gdyby nie to , że zasłoniłam dłonią usta.
Gdy uszedł z niego ostatni oddech życia, przypatrzyłam się  jego rysom twarzy i kasztanowym włosom. To chłopak z Czwórki.
HUK!
-Kevin! Chodźmy już, nie chcę przemoknąć.- rzekła Stella Digger , trybutka z Dziewiątego Dystryktu.
-Dobra.- burknął. Przez chwilę słyszałam plaskające stukoty butów, które niestety nie określały ilości osób, lecz następnie wszyscy posłuchali rady Stelli- było za mokro.
Woda zaczęła powoli przelatywać przez kilka otworów. Położyłam plecak jak na najwyższym punkcie, aby nie zmókł. Po chwili przyleciał poduszkowiec, po martwe ciało. Kiedy szczypce zabierały go na pokład, ściekały z niego strumienie.
Jak widać, nie robili sobie problemu z mojego towarzystwa. Pewnie myślą, że nie rzucę się na nieboszczyka i razem z nim dotrę na górę. I mają rację.
Pogoda zaczynała się uspokajać, więc wyszłam na zewnątrz.  Padała lekka mżawka.
Raptem nad głową przeleciało  srebrne, pikające pudełko ze spadochronem.
Stłumiłam krzyk i ze strachu odsunęłam się gwałtownie. Przecież każdy ma możliwość ze mną pogrywać, a to może być bomba, albo gaz.
Gdy prezent spadł na ziemie, wzięłam twardy, obciekający wodą patyk i trącałam przesyłkę.
Gdy uświadomiłam sobie, że jest bezpiecznie wzięłam pudełko w obie ręce. Pewnie widzowie z Kapitolu mieli ze mnie niezły ubaw.
Ze środka wyciągnęłam list zaadresowany do niejakiej Shireen Baratheon.
Bądź bystra i myśl uważnie.
Ten kto jest twoim sojusznikiem , jest i także twoim wrogiem.
Powodzenia, Valeria.
Czyli ktoś o mnie myśli…
W przesyłce znajdowała się również … kanapka?!

Nadal wystraszona, po wcześniejszym wydarzeniu z Czwórką zjadłam swój posiłek i pełna energii ruszyłam w nieznane.
~~~ 
Laptop naprawiony! Tylko 150 złotych w tył...
Moim zdaniem  z każdym rozdziałem jest coraz ciekawiej! ;)
Pozdrawiam wszystkich czytających i komentujących.
Slendy

2 komentarze:

  1. Okey, w końcu przybyłam :>
    Szczególnie na początku jest sporo powtórzeń, niekiedy mieszasz czasy, a przez to, że piszesz generalnie w przeszłym słabo mi się dość czyta. Przyznam, że jestem zwolenniczką pisania w czasie teraźniejszym jeśli chodzi o "Igrzyska"
    Co do treści... jedna rzecz, która mnie potwornie irytuje. Imiona i nazwiska. Nazwiska mniej, bo raczej się ich nie używa za często, ale jak mogłaś dać chłopaku na imię Legolas?! Przecież to... no nie wiem, nie podoba mi się i już. Nie lubię, gdy w blogach o igrzyskach umieszcza się jakąś część innej książki. Każdy to sobie od razu kojarzy tylko z "Władcą", Baratheon z "Grą o tron", a Rowling z Rowling.
    Arena jest bardzo ciekawa, broń też (cep xp ), Shireen wydaje się być w porządku, chłopak z jej dystryktu jest trochę dziwny, ale polubiłam za to mentorkę
    Piszesz o 76 igrzyskach głodowych, a o Peecie wspomniałaś dopiero w rozdziale 8 czy 9. Nie jest to złe, bo akurat ten fragment mi się podobał, ale przydałoby się na początku jakieś wspomnienie o tym, co się działo w 74, 75 igrzyskach, wyjaśnienie czytelnikom czemu nie doszło do rebelii i nawiązanie jakieś do tego. Bo jeśli nie zamierzasz tego robić, to to równie dobrze mogą być którekolwiek igrzyska. Jeśli stworzyłaś 76, to wykorzystaj to dobrze.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny c:
    I wyłącz weryfikacje obrazkową, strasznie wkurza

    OdpowiedzUsuń